Na wstępie, uprzedzając pytanie - czemu się przemyśleniami nie dzieliłem zanim zmieniliśmy kps na kptk - bo wtedy ich tyle nie miałem.
I. Bezstronność asesorów
Kwestia bezstronności dociera już do absurdu. A to się stronie nie podoba, bo asesor się koleguje z przeciwnikiem, a to się nie podoba, bo ma taki sam człon nazwiska, bowiem jest ciotecznym kuzynem dziadka, a to źle bo popiera inną opcję polityczną, a to sobie nagadali gdzieś na fejsbuku. Te wszystkie przyczyny wystarczające są do wołania, że będzie niesprawiedliwy wyrok, a często i rzeczywiście skutkują zmianą składu orzekającego (raz skutkują, raz nie – zależnie od widzimisię).
Tylko co to ma do rzeczy, jak asesorów jest kilku? Może zróbmy zrzutkę i zatrudnijmy kogoś z zewnątrz za realne pieniądze, żeby spory w grze internetowej rozstrzygał? Poważna wątpliwość co do bezstronności to jest wtedy, jak asesor jest bezpośrednio zaangażowany w okoliczności której dotyczy sprawa, albo jak otwarcie dzieli się opinią na jej temat.
II. Dwuinstancyjność
Konstytucja nie wymaga, aby postępowanie było dwuinstancyjne - jest to po prostu dobry gest ustawodawcy. Natomiast można się zastanowić nad tym, czy jest to dobrze wykonane. Moim zdaniem nie jest.
Po pierwsze obecna możliwość odwołania zazwyczaj ma wyłącznie fasadowy charakter. Po tym jak już się połowę TK wyłączy, co następuje w każdej sprawie, w której strona głośno o to woła, to na koniec i tak apelację rozpoznaje skład złożony w części lub głównie z asesorów, którzy wydali skarżony wyrok. I jaki to ma niby sens?
Po drugie infantylne spiny orzekających. Wiadomo, że jak wydali wyrok, to jest wspaniały, i jeżeli środek zaskarżenia przyniesie skutek, to trzeba napisać że skład rozpoznający odwołanie jest głupi, nie zna prawa i najlepiej nakręcić jakąś drakę, byleby pokazać że jest się najmądrzejszym.
III. Prawne spiny
Każde głosowanie nad kandydaturą asesora polega na tym, że dzieci, studenci i inni hobbyści przepytują kandydata z realnego wykształcenia prawnego. O dziwo np. ministrem finansów może zostać gimnazjalista i nikogo to nie rusza. Większość posłów zresztą z polityki to co najwyżej była kiedyś na wyborach, z czego 1/3 na wyborach samorządu szkolnego. Pomijam już, że starczy rzucić, że miało się podstawy prawa dla filologów za 2 ECTS gdzie dawali zalke za przyjście i dyskurs milknie.
I znowu – jakie to ma w sumie znaczenie w internetowej grze, gdzie najbardziej zażarte spory sprowadzają się do tego, czy coś było próbą secesji, czy też nietaktem towarzyskim? Do tego lansowany obecnie głupkowaty pomysł ekspertyz prawnych na potrzeby TK. To po co w ogóle ma być to TK, skoro potrzeba ekspertyzy prawne? Jak ktoś uważa, że sobie z kilkoma przepisami nie da rady, to chyba nie powinien kandydować, nie?
IV. Młody, ale żeby miał 25 lat doświadczenia zawodowego
Też taka klasyka. Żeby zostać asesorem w zasadzie trzeba było już asesorem być. Chyba, że naprawdę nie ma chętnych, to bierzemy wtedy dla odmiany z łapanki. Czy od kandydatów na inne stanowiska wymaga się jakiegoś konkretnego doświadczenia i CV? Cóż takiego jest szczególnego w stanowisku asesora? Oczywiście to miłe, że wychodzi na to, iż jesteśmy elitą elity – ale przecież to nie ma sensu.
V. Kazuistyczne przepisy
Żeby nikt nie marudził robimy jak najbardziej kazuistyczne przepisy. Tam gdzie jest miejsce na zdrowy rozsądek i orzecznictwo wprowadza się szczegółowy przepis, który potem do połowy zdarzeń nie pasuje, więc trzeba go rozbudować, żeby opisywał wszystko i tak na okrągło. Jednocześnie przepisów tych nie zna nikt poza nielicznymi asesorami i ciągle są spiny, że Trybunał złośliwy, bo chce mieć jak w przepisie. Do tego część przepisów jest wyjątkowo nieprzemyślana, przykłady można by mnożyć i w tym miejscu, ale po co.
VI. Może czas na większe zmiany?
I teraz taka uwaga zbiorcza w sumie do wszystkich punktów. Pomysł mój jest taki, aby wprowadzić sądy prowincjonalne orzekające w składzie 1 sędziego/asesora jako sądy I instancji. Oczywiście dotyczyłyby one tak zwanych spraw karnych i cywilnych. Procedura powinna być skrajnie uproszczona, w tym sensie, że tylko najistotniejsze rzeczy powinny być uregulowane, a resztę niech sobie robią prowincje wedle własnej fantazji. Przyczyny wyłączenia sędziego/sądu enumeratywnie wyliczone, a nie jakaś litania gorzkich żali. Właściwość sądu – według prowincji oskarżanego/pozywanego, tak żeby nie mógł narzekać, że to jakaś zmowa.
I taki sąd zapewne dość szybko wyda wyrok. Może lepszy, może gorszy, ale całkiem możliwe, że stronom wystarczy (najlepiej zrobić tak, że w razie oddalenia apelacji pobiera się wysoką opłatę). Apelacje rozpoznawać będzie TK, więc i będzie inny skład, i ta apelacja będzie miała sens i też nie będzie spiny o to, że mój wyrok jest najmądrzejszy.
Do tego chyba oczywiste jest, że w ten sposób powstanie naturalna droga kariery dla przyszłych asesorów. Osoba stosunkowo nowa będzie sobie mogła orzekać w prowincjonalnym sądzie a nikt nie będzie się bał, że v-świat się zawali. A myślę, że i narracja będzie lepsza.
Tyle tytułem chęci podzielenia się moimi przemyśleniami i poprawy własnej aktywności.
W punktach III i IV, które - patrząc z boku - opisują ten sam problem. Wg. mnie asesorem mógłby zostać każdy kto potrafi czytać ze zrozumieniem, opanował sztukę przeszukiwania aktów prawnych oraz potrafi napisać logiczne uzasadnienie swego wyroku. Zamiast przedstawiania realnych dokumentów potwierdzających znajomość prawa to może wystarczy jak kandydat zda test a następnie przez jakiś okres czasu będzie "prowadzony" przez doświadczonego sędziego. Wyroki wydane w trakcie tego okresu będą musiały być zatwierdzone przez doświadczonego kolegę.koleżankę...
I ostatnia rzecz. TK jeśli chce i potrzebuje zmian to powinien te zmiany wpierw omówić we własnym gronie a następnie złożyć propozycję projektu do Sejmu. Ale to moja opinia :)
P.S. Kciuk w górę za art!
Co do wyroków zatwierdzanych - to mi się za bardzo kłóci z niezawisłością. Zresztą - identyczną funkcję przecież pełnić będzie apelacja, tyle że to od strob będzie zależeć czy do niej dojdzie.
O ile sądy prowincjonalne/miejskie czy jak to sobie zrobią się przyjmą - to dojdzie do istotnego odciążenia TK. Bo będzie rozpoznawać ustrojówki i apelacje, z czego można wprowadzić zasadę, że przy apelacji tylko wyjątkowo TK prowadzi postępowanie dowodowe, a co do zasady opiera się na materiale zgromadzonym przez Sąd I instancji (przy istotnych deficytach - uchyla wyrok ze wskazaniami jakie dowody należy przeprowadzić).
I wtedy będzie można sobie pozwolić na luksus niewielkiego, a doświadczonego TK.
I że nie wszelkie tego typu pisma i rozmowy nie mogą już (jak by chciała strona postępowania inna niż członek składu) być traktowane jako korespondencja prywatna. Co za tym idzie, nie może być objęta tajemnicą korespondencji, a treść rozmów winna być traktowana jako pismo urzędowe, do którego wgląd mają pozostali członkowie składu i przewodniczący sądu.
Jest to jedna z kolejnych patologii z jaką miałem wątpliwą przyjemność spotkać się, podczas mojej półrocznej kariery w Trybunale. Takie działania i przeprowadzanie drugiego, równoległego postępowania poza salą sądową powinny być ukracane.
I nie będę już wspominał, że po tego typu rozmowach między asesorem a stroną postępowania (zwłaszcza oskarżonym), członek SO powinien być odwołany z racji uzasadnionych podejrzeń o brak bezstronności.
Jest to dla mnie kuriozum, że osoby które najbardziej rzucają się o bezstronność asesorów, same najczęściej próbują na nich wpływać i mącą im w głowie poza salą sądową, co ma się nijak do walki ze stronniczością asesorów.
Rada Ministrów pod moim kierownictwem przyjrzy się wszystkim tym patologiom, z jakimi miałem okazję się spotkać, a które zostały częściowo wymienione przez kaw. Hergemona w powyższym artykule oraz w niniejszym komentarzu.
Takie coś trzeba najzwyczajniej w świecie ukrócić. A za natrętne wywieranie środkami bezprawnymi wpływu na organ władzy publicznej tj. czyny z artykułu 41 ust. 1 pkt 1 KS, zagrożone karą więzienia do 3 miesięcy, najlepiej pisać pozwy, nad czym polecam kolegom asesorom zastanowić się od czasu do czasu.
Ufam, że Kanclerz jak najszybciej powoła coś na kształt komisji kodyfikacyjnej, która
zaorzezreformuje sarmackie prawo - ustawa po ustawie.Natomiast powinna być taka zasada (ja bym tak zrobił i przy obecnym prawie), że asesor w aktach sprawy informuje, że taka rozmowa się odbyła i jaka była jej treść. Skoro strona zwraca się do asesora w sprawie swojej sprawy, to niezależnie od kanału i formy jest to korespondencja z urzędnikiem odnośnie wykonywanych funkcji - więc tajemnicą nie objęta.
Jeżeli ktoś tak bardzo walczy o bezstronność asesorów, a jednocześnie sam swoimi działaniami prowadzi do tego, że asesorzy tacy nie są, to wręcz na własne życzenie zrzeka się prawa do tajemnicy korespondencji i rozmowy prywatnej.
To jest jedynie reakcja na działania takiej osoby.
Bo mamy dwie możliwości - albo odrzucamy takie śmieszne wnioski o wyłączenie ze składu i olewamy zarzuty wnioskodawcy, albo wręcz przeciwnie - jeżeli tak, to nie ma sprawy, od tej pory przyjmujemy wykładnię i punkt widzenia takiej osoby - skoro rozmowa na discordzie i cytat w postaci jednej linii tekstu na IRC jest podstawą do zarzutów o stronniczość i należy z tym walczyć, to rozmowa na privie tym bardziej powinna być ukrócona, a naszą Racją Stanu jest, żeby została zaprotokołowana a wiadomości uzyskane w trakcie rozmowy - włączone do akt sprawy.
Bo sytuacja pośrednia powoduje właśnie takie problemy, o jakich wspomniał kol. Hergemon - albo asesor będzie nieobiektywny, albo będzie prosty sposób do paraliżu pracy Trybunału.
Natomiast jak mówimy o ustroju sądów i kodeksach to powiedzmy sobie szczerze — Sarmacja potrzebuje też nowej, nieposzatkowanej, konstytucji, która winna być wynikiem consensusu wszystkich obecnych stronnictw, sił, centrali i samorządów.
Czy byłaby gotowość do takiego okrągłego stołu, który by się wszystkimi tego typu tematami zajął? One nie są sprawami stricte politycznymi, nie powinny być efektem dążeń jednej tylko grupy.