A
le to się zmieniło, wszystko dzięki inwestycjom Prześwietnego Pana Laurencjusza at Atery oraz całego Rodu, który za drobną namową swej siostry postanowił wznieść nowy, luksusowy hotel i jednocześnie upamiętnić jedno z najrzadszych i najbardziej tajemniczych stworzeń w historii: Różowego Smoka. Tym sposobem powstał hotel
Le Dragon Rose!
W
zgodzie z duchem snobistycznego hotelarstwa, umiejscowiony jest on z dala (lecz nie za bardzo, żeby nóżki nie bolały...) centrum miasta, w bliskim sąsiedztwie do pięknego Jeziora Gideńskiego. Równie piękne, dziewicze tereny otaczają hotel od północy i wschodu, a przechadzka w Góry Solskie zapewne okaże się niezapomnianym przeżyciem.
H
otel zbudowany został w stylu Liliany, z użyciem najnowocześniejszych i najwytrzymalszych materiałów, sprowadzanych (jachtami) z samej Teutonii. Razem z budulcem sprowadzono architekta, Bertranda von Mauchenhausena, który "uważa bryłę hotelu za dzieło swego
miernego życia". Poświęcił wiele dni i nocy, by do perfekcji doprowadzić delikatne krzywizny, profile i gierowania budynku; nad balustradą spędził 44 dni i noce, a dobieranie barw ścian zewnętrznych okazało się nie lada wyzwaniem.
-Płakałem, wybierając, razem z panią Kierkeller, kolor ścian... Nie wiedziałem, że kiedyś dojdę do czegoś... takiego. -mówił potem naszym zaufanym źródłom pan von Munchenhunchen nad lampeczką spirytusu, w zacisznym kącie baru robotniczego.
Tarasy: wybitny przykład stylu neoliliańskiego w wykonaniu architekta Bernarda von Muntenhuntena.
Fasada od strony ogrodu: warte uwagi
replika oranżerii Liliany oraz freski przedstawiające
Jej ulubione misie we wnęce ściany.
M
ój wielki wysiłek i marskość wątroby architekta bez wątpienia opłaciły się - dzisiaj hotel jest jednym z wyraźniejszych i bardziej zwracających uwagę budynków miasta. Mimo to, nie udało mi się spytać o opinię żadnego z przechodniów, którzy dość szybko przemykali koło owego pałacu - widocznie tabela odlotów samolotów jest niezwykle ścisła.
J
eżeli myślicie Państwo, że wygląd zewnętrzny hotelu zapiera dech w piersiach, to zaopatrzcie się w respiratory i namioty tlenowe, oglądając wnętrza! Zostały bowiem urządzone przy użyciu
najdroższych, najbardziej luksusowych i egzotycznych z różowych surowców, jakie udało się zdobyć. (Pan Mimbemhimbem żartobliwie nazwał je ordynarnymi, co za śmieszek z tego pijaczka...!)
Oszałamiający hol z kryształowym kandelabrem, na który zadłużyłam hipotekę. Godna podziwu lampa w stylu gnuśnego króla, pokryta różowym złotem, za którą pan von Mendahenda oddał nerkę (wystarczyło na żarówki).
Wspaniała klatka schodowa wzniesiona z jednej z najrzadszych odmian marmurów, Pretty in Pink. Wybitnej klasy posągi, idyllicznie ukazujące Panów Gideny.
R
ównie obezwładniające są pokoje, urządzone (oczywiście z przepychem, bogato i tak dalej) z uwzględnieniem predyspozycji gościa. Wobec tego, mamy pokoje dla:
-
księżniczek, zwiewne i dziewczęce:
-
samotnych, majętnych kobiet, silne i niezależne:
-
panów, męskie i ascetyczne:
-
par, przytulne i nudnawe:
-
Książąt Sarmacji, majestatyczne i dostojne:
O
czywiście, każdy z pokoi zaopatrzony jest w ultrakomfortową, luksusową i wygodną łazienkę. W cenie pokoju (łazienka, nie pani Frania).
A
gdy Wielmożom znudzi się już bywanie w Gidenie, picie wyśmienitego piwa, podglądanie smoczątek czy podziwianie zabytków, zawsze można przyjść na cotygodniowy spektakl teatralny wieszczki narodowej. Oczywiście utrzymany w operetkowej, rozrywkowej i niezobowiązującej formie, by Państwa nie dołować, tak jak ten pokaz
Dziadostwa, cz. III, mojego autorstwa, reżyserii i aranżacji:
Wobec tego zapraszam Państwa, wszem i wobec, do korzystania z nieodpartych uroków Miasta Gideny i nieujarzmionych rozkoszy pobytu w Le Dragon Rose! Niech szampan, wino i dramat zawsze nam towarzyszy!
A pan Eradl musi czekać na Le Dragon Noir...
Zupełnie nie pasuje do Wyroczni Gideńskiej i klimatu jaki był drzewiej.
Jeśli Gidena ma być różowa, to wątpię bym zamieszkała.
Ale głód jest, głód...
Ja nigdzie nie muszę mieszkać, a nawet mogę wrócić do swoich korzeni sarmackich, mogę całkiem zniknąć i o tym tylko ja będe decydować. Po początkach odbudowy Gideny byłam dumna, mialam plany na dzialania, z chęcią przekazałam część archiwum, cieszyło jak miasto podnosiło się z gruzów, a tu... jakaś "pisanka wielkanocna", no dałaś czadu. Nie interesuje mnie co zrobisz dalej, możesz nawet pomalować trawniki na seledyn, moje archiwum i ewentualne jego przekazanie tu się skończyło.
Może podjem. :/
I na podsumowanie - Panta rhei, a życie jest ciężkie.
Tak jak myślałam, dominuje opcja druga :D
Nie było cię w tamtych czasach zatem nie jesteś świadoma ówczesnego klimatu, nie trzymam się kurczowo szponami mroczności i tajemniczość co do Gideny (jak można zauważyć nie ingeruję w obecnych budowniczych), miłością to ja mogę obdarzyć człowieka, do miasta zaś mogę odczuwać v-patriotyzm (no chyba, że ty masz jakieś skrzywienia w tej sferze).
I na podsumowanie- Życie jest piękne, a na koniec sie umiera.
Tak jak myślałam, dominuje opcja druga :D
Pytanie o restaurację zawisło w niebycie, bo się kelnerzy* pokłócili!
*) bez urazy, tylko figura stylistyczna
https://www.youtube.com/watch?v=dkeQ93pQsfw&feature=youtu.be
To taka swego rodzaju ciekawostka :)