Tytuł trochę kontrowersyjny, może nawet pompatyczny (cały mikroświat?).
Sam artykuł nie będzie syntezą całej aktywności w Pollinie. Nawet jeśli będzie dotyczył spraw v-międzynarodowych ograniczony będzie do przykładów związanych bezpośrednio z Sarmacją; być może nawet według niektórych nietrafionych, czy stanowiących niedostateczny ogląd sytuacji.
Staram się w artykule nie oceniać, tylko stwierdzać fakt, więc apeluję, zwłaszcza do moich "przeciwników", żeby czytać całość i nie odbierać jako atak tylko dlatego, że wspominam o danej sprawie, danej mikronacji, osobie. Zaznaczam o tym na wstępie, żeby sztucznie i niepotrzebnie nie zwiększać objętości artykułu dodając za każdym razem, że to stwierdzenie faktu.
Naszła mnie taka refleksja przy okazji jednego z wątków na naszym forum. I przypomniały mi się też pewne słowa ważnej dla mnie Osoby z Sarmacji, że aktywność w Sarmacji (mikronacji) potrzebuje systemu gospodarczego i/lub osi konfliktu, ponieważ w przeciwnym przypadku ludzie się znudzą.
Może nawet tytuł powinien zawierać znak zapytania, miast być stwierdzeniem. Jednak nawet nie w ostatnich czasach, ale gdyby przejrzeć aktywność w Sarmacji, aktywność na arenie międzynarodowej, to można by dojść do konstatacji, że najbardziej przybiera ta aktywność na sile, gdy pojawia się konflikt. Może i konflikt, to nie od razu hejt, ale z pewnością złe emocje; choć hejt (flejm) w końcu i tak się pojawi.
Spójrzmy na dwie sprawy z zakresu Polityki Zagranicznej, w której jednym z głównych bohaterów była Sarmacja - sprawa Hasselandu i sprawa Awary. Kiedy rozmawialiśmy na naszym forum z diukiem Hasselandzkim o tym, że Hasseland mógłby... być nawet częścią Księstwa, atmosfera była sielska i przyjazna - jakby wyjątek od reguły, ponieważ temat nakręcił trochę aktywność. Kiedy przenieśliśmy się na forum Hasselandu z tematem, w wówczas sennym i spokojnym Królestwie aktywność wybuchła niczym wulkan; teraz nie jest może i mała, ale wtedy śmiem twierdzić, że jej prawie nie było. Propozycja okazała się zarzewiem konfliktu między Sarmatami a Hasselandczykami.
Konflikt wokół Awary, to jeszcze "lepszy" przykład konfliktu nakręcającego aktywność. Być może zbyt dużym stwierdzeniem byłoby, że cały Pollin się zaktywizował, czy "porwały się" na towszystkie kraje, ale w wielu miejscach Pollinu obiła się ta sprawa echem. Z wielu mikronacji płynęły słowa oburzenia, na ich stronach, forach pojawiały się noty protestacyjne, rozgorzały dyskusje na temat naszej działalności. Społeczeństwo Księstwa też się podzieliło w tej sprawie i także powstała oś konfliktu. Ponad połowa artykułów w Kurierze Dreamlandzkim była o nas, naszej imperialistycznej polityce i Awarze, i też te artykuły generowały najwięcej komentarzy; nawet artykuł o Hasselandzie i Cyberii, już w tytule nawiązywał do tej sprawy. A kiedy Dreamland wchłonął Scholandię i (niejako także w jej imieniu) uznał nasze prawo do całej Awary, przeszło to niemal(?) bez echa w Pollinie. Więc można w całości "sprawę Awary" podać za przykład - złe emocje nakręcają aktywność, dobre jej nawet czasem nie generują prawie wcale.
Czyżby uprawnionym mogłoby być stwierdzenie, że OPM nie tyle się nie sprawdziła czy wyczerpała, co... spełniła? Czy to brak (dużych) konfliktów międzymikronacyjnych spowodował, że polityka zagraniczna na niwie organizacji międzymikronacyjnej przestała już być mikronacjom potrzebna? Pewnie taka konstatacja jest wyolbrzymiona, ponieważ rozwiązywanie konfliktów nie było jedynym zadaniem OPM, ale być może (podświadomie dla przywódców mikroświatowych) najważniejszym. Inna sprawa, że nie wdając się w szczegóły, bezpośrednim powodem rozpadu był/y... konflikt/y (który/e nakręcił/y aktywność)
Sprawa wcześniejsza, z pogranicza spraw wewnętrznych i PZ, czyli rozwód KS i MW. Konflikt ciągnął się przez parę miesięcy i kiedy się rozpoczął, nakręcił aktywność w niesamowity sposób. Potem nastąpiło wyciszenie i... wręcz można stwierdzić, że nic się nie działo. Wandejczycy twierdzą, że to dlatego, że ich nie było - pewnie mają po troszę (sporo?) racji. Ale może po prostu nie było się o co kłócić (inna sprawa, że wielu Sarmatów twierdzi, że byli zmęczeni właśnie konfliktem i postanowiło odpocząć). Nawet ówczesny rząd jest do dzisiaj postrzegany w największych negatywach, bo "nic nie robił"; nie twierdzę, że był najlepszy, ale czy należy się jemu taka opinia(?). Sprawa rozwodu ciągnie się do dzisiaj i także dotyczy aktywności, ale też mojej osoby bezpośrednio, więc nie będę tego zbytnio rozwijał, żeby nie wyszło na to, że się żalę. Zaznaczę tylko tyle, że czasem byle okazja stanowi możliwość dowalenia mi w nawiązaniu (pośrednio, bezpośrednio) do opisanego konfliktu; nawet w nieistniejącym realu...
Skoro już tak nieskromnie jestem przy swojej skromnej osobie, to wiem, że niektóre działania niektórych osób (bez względu na zamieszkiwaną mikronację) wręcz napędza konflikt ze mną. Ale z pewnością nie jestem jedyny... zważywszy na fakt, że i mnie napędzają niektóre konflikty z niektórymi osobami ;-)
Kontynuując tematykę rządu - kiedy robi swoje, czyli rządzi i zarządza Księstwem jest ot, po prostu "okej". Wręcz niektórzy członkowie RM czują się niedocenieni, że nie ma tak wielkiego pozytywnego odzewu czy pochwał na jego działania. Jednak każde zaniedbanie, to kolejne zarzewie konfliktu i nakręca się aktywność. Nie wierzycie? Spójrzcie nie tylko na ostatnią kadencję... Nie chodzi mi o konflikty merytoryczne w Sejmie, ponieważ to przecież jest podstawa demokracji, parlamentaryzmu.
Zresztą bez podziału na centralę czy samorządy, wystarczy spojrzeć na niektóre inicjatywy. Ich rolą jest m.in. generowanie aktywności sarmackiego społeczeństwa, ale i tak w porównaniu z tematami konfliktowymi, spotykają się z dużo mniejszym zainteresowaniem. No niestety, twórcy, którzy przestali tworzyć, mogą odpowiedzieć, że… to wszystko przez nikłe zainteresowanie ich pracą (nie raz już pojawiały się komentarze artykuły o tym, że np. jak są same serca, bez komentarzy, to marna radość, bo nie wiadomo czy ktoś w ogóle przeczytał). I koło się zamyka. Czyżby przestało nam się chcieć tworzyć, wolimy się spierać, nawet kłócić? Nawet szukamy konfliktu w fakcie, że nam akurat ta konkretna inicjatywa się nie podoba (nie z powodów merytorycznych), nie interesuje, więc pohejtujemy sobie.
Często sami generujemy i nakręcamy niepotrzebne konflikty. Owszem, często osobom kontrowersyjnym, kłótliwym, czy po prostu takim, które mocno nam podpadły, należy się kara i napiętnowanie. Jednak z jednej strony sami oczekujemy od tej osoby, żeby się opamiętała, przestała wyzwalać negatywne emocje, a z drugiej strony – każde jej działania spotykają się z niechęcią, krytykanctwem, czy wręcz hejtem. Czemu? "Bo tak", "Bo zasłużył/a"... Jednak uważam, że zbyt długo patrzymy na czyjeś działania przez pryzmat wcześniejszych złych dokonań. Zapędzamy się w tych złych emocjach za daleko i czasem wręcz się w nich "zapominamy", robiąc się tak zacietrzewieni, że nic do nas nie przemawia - merytoryczne, ciekawe rzeczy, inicjatywy są hejtowane tylko z powodu autora. I nie, nie chodzi mi o jedną osobę – myślę, że jeśli podejdziecie do tego obiektywnie i spojrzycie… bez emocji, to znajdziecie wiele takich przykładów, także Waszych własnych hejtowań innych.
Ciężko mi nawet podsumować te rozważania, ponieważ nie da się wyciągnąć jednego wniosku. Można stwierdzić - konflikt jest potrzebny dla aktywności, ponieważ bez wspólnego punktu, co do którego są przynajmniej dwa różne poglądy, nic się nie dzieje. Z drugiej strony - czy konflikt jest korzystny dla naszych wzajemnych relacji? Ba, dla naszego zdrowia? Z pewnością nie powinniśmy odrzucać w całości konfliktów, ani gasić ich zarzewia w zarodku. Zrobi się w końcu nudno i przestanie "się dziać" w Księstwie, a konsekwencja tego będzie taka, że zostaną najwierniejsi i najwięksi pasjonaci. Pozostali po prostu pójdą dalej - czy to do innych zakątków internetu, czy po prostu do innych mikronacji... przełączą kanał jak w Truman Show. Chyba, że… rząd zmusi różnymi rozwiązaniami do aktywności obywateli. Ale to też… powoduje konflikt – jedni się zgadzają, inni protestują, jedni bronią i uzasadniają, inni hejtują i też uzasadniają.
Niejednokrotnie o tym wspominałem, a tu chyba jest najlepsza ku temu pora i miejsce - najważniejsze, żebyśmy szanowali siebie nawzajem. Każdy konflikt może być zdrowym nakręceniem aktywności, jeśli nie będziemy się obrażać. A patrząc na ostatni okres (przykro mi - muszę ;)) także starać się nie działać pod wpływem emocji, chwilowego wzburzenia, oburzenia. Co zresztą idzie w parze z szacunkiem - czasami emocje, wzburzenie powodują, że zapominamy o tym szacunku w dyskusji, w czasie sporu, konfliktu. Jak mawia pewna anonimowa Diuczessa „jeśli nie będziesz w stanie wypić wódki z kimś w realu, to znaczy, że wasz konflikt za daleko zaszedł”. Ale też spójrzmy na to z drugiej strony – to, że ktoś się z nami nie zgadza, nie znaczy, że musimy to odbierać personalnie, przyjmujmy rzeczową krytykę z pokorą i refleksją, nie zaperzajmy się w stylu „to rób sobie to sam/a”.
A na koniec, na tzw. marginesie taka mała szpilka (kolejny konflikt do nakręcania aktywności? ;-) ), będąca w pewnym sensie odstępstwem od deklarowanego we wstępie stwierdzania faktów - bez oceniania. Pamiętacie może, jak kiedyś powstał (
nomen omen) konflikt, czy wręcz ogniosr..nie z powodu dowcipnych, trochę złośliwych komentarzy systemowych, gdy użytkownik zrobił coś nie tak? Sypały się na NIA gromy, że obrażają użytkowników. Nie wiem kto jest odpowiedzialny za to, ale spójrzcie teraz na stronę Wandei Ludu w MW i dopiszcie coś bezsensownego (nieprawidłowego) na końcu linku - jak przyjazny komunikat się pojawi?
Nie ma takiej strony
Coś wam się pojebało chyba, towarzyszu...
Choć trzeba oddać sprawiedliwość, że podobne działanie na stronie głównej, powoduje już bardzo fajny i ciekawy komunikat.
Wprowadzenie do ustawy o obywatelstwie nowych przepisów o aktywności zauważalnie zwiększyło aktywność w KS, ale nie poprzesz moc samych przepisów, ale poprzez wygenerowanie ogromnego konfliktu, który mógł skończyć się rozpadem KS (i częściowo tak się skończył, bo dokładnie po tamtych wydarzeniach przelała się kropla goryczy po stronie MW - do czego JKW nawiązał w artykule).
Nie wiem, kiedy dokładnie Miłościwie Nam Panujący dokonał refleksji, której efekt widzimy w powyższym artykule. Zakładam, że to nie było nagłe olśnienie.
Ponieważ ja podobne rozważania mam już od dawna za sobą, pozwolę sobie wyrazić w tej chwili jedynie wniosek końcowy:
Konflikt zwiększa aktywność w sposób spektakularny, ale raczej krótkotrwały. Przy czym im mocniejszy konflikt, tym większe ryzyko późniejszej izolacji stron konfliktu, co może w efekcie prowadzić do zapaści aktywności.
Aktywność - moim zdaniem - powinna być generowana przez regularną, ale zdrową konkurencję, która wcale nie wymaga negatywnych emocji.
Doświadczenie w Sarmacji uczy, że większość rozwiązań można a nawet należy konsultować i na tym etapie pomysły odrzucać lub akceptować. W myśl zasady, że po co narzucać jakieś rzeczy siłą większości, skoro możliwe są kompromisowe, często równie dobre, rozwiązania.
Co zaś do pamięci i zawiści. Oczywiście trzeba uczyć się na własnych i cudzych błędach. Pamiętać o nich również. Ludzie często się zmieniają i trzeba mieć to na uwadze. Dziwi mnie niesamowita rozbieżność pomiędzy maksymalną karą więzienia a banicją.
Skoro zależy nam tak na ludziach i aktywności to:
Czemu cofnięto możliwość wycofania się w przeciągu paru dni ze zrzeczenia się obywatelstwa(czyli uprawomocniania się oświadczenia woli w tej sprawie)? To rozwiązanie przecież powodowało, możliwość łatwego wycofania się z pochopnej decyzji, czy załagodzenia jakiegoś konfliktu.
Nie chcę spotkać w KS, ponownie, prowokowania kogoś by zrzekł się obywatelstwa i w konsekwencji można było go wydalić.
To także w kontekście niepozytywnego napędzania aktywności :P
Szkoda ,że dominują jednak te "złe" konflikty napędzane nieprzyjemnymi emocjami. Ale tak jest już chyba zbudowany człowiek...
Tak czy inaczej, niwelować "głupie" straty mieszkańców.
Drogi Diuku,
Co rozumiesz pod pojeciem "głupie" straty mieszkańców?
Morał z tego taki, że o ile nie zbierze się grupka 3-5 sarmatów przy czymś co wspólnie robią będąc odpornym na krytykę i mając przynajmniej dwie kieszenie po brzegi wypełnione cierpliwością, bo nie daj Wando przyjdzie im czekać jak na wybawienie na podjęcie przez "władze" decyzji, to cały zapał można stracić.
Lepiej pogadać sobie na irc-u spotkać się z przyjaciółmi i nie robić nic, nic, nic i kilka form aktywności co jakiś czas, żeby sobie nabić aktywność lub coś skrytykować
Tak wygląda teraz życie przeciętnego Sarmaty, a może i moje też.
Jak to zmienić? Jak Sarmaci mogą się dogadać nie chowając za uszami swoich antypatii, urazów ...? Dlaczego np. z Diuczessą Karoliną zawsze można się dogadać, a inni myślą, że ktoś ich pocałować może w 4 litery?
Nie musicie odpowiadać :(
Są sytuacje, które można rozwiązać, znaleźć jakieś inne wyjścia.
A jeśli nawet się nie da mieć to na uwadze na przyszłość.
Najgorsza jest w tym przypadku bierność, na którą nas nie stać.
Twórcze kłótnie, a raczej zabawne sprzeczki podobne do Sarmatów stojących po przeciwnej stronie baridajskiego muru, to już taka sama przeszłość jak zabawne żarty Markiza Ignacego.
Spora część naszego Księstwa zamarła. Spotkać można tylko przemykających pomiędzy Pocztą Konną, ircem lub własnym mailem Sarmatów.
Nie chce im się wracać do aktywności, dlaczego? Właśnie dlatego że ne z każdym da się dogadać.
>>> Myślę, że od czasu do czasu kogoś najdzie jakaś wena, a wtedy zostaje stopowany. Następnym razem znowu i w końcu zaczyna się zastanawiać czy warto, a wtedy sam zaczyna krytykować innych.... dlaczego,....bo tak prościej :(
Są sytuacje, które można rozwiązać, znaleźć jakieś inne wyjścia.
Ci co oficjalnie nie piszą, tylko zaglądają ukradkiem już tak nie myślą. Gorsze jest to, że pozostali zaczynają się od nich zarażać :(
Najgorsza jest w tym przypadku bierność, na którą nas nie stać.
Najgorsze są:
1.Zniechęcenie, bo zabija wszelkie pomysły i formy aktywności :(
2.Nieomylność, bo zawsze rację to ma tylko gł...
Hmmm... jak w przypadku Tokugawy?
Całkiem możliwe. Na pewno nie tylko. Zazwyczaj jeśli ktoś psuje coś innemu, to w zamian dostaje to samo.
Wielmożny Wicehrabio,
A nie wydaje się Wielmożnemu ze przez takie wet za wet wynikają kłótnie? Właśnie przez takie coś jak wielmożny wicehrabia opisuje?
No sorry, wydaje mi się stary, że nie masz pomysłu na siebie, więc się czepiasz innych, gdy je mają.
Jak wyjść z impasu skoro takie sranie ogniem niektórzy wolą :(
Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Jeśli chodzi o moje zdanie na temat Tokugawy, to wszystko wyjaśniłem w wątku, ale niestety niektórzy widać wiedzą lepiej co napisałem :(
Jestem zwyczajnie ciekaw co wg Was zrobiłem takiego strasznego. Naprawdę.
Czyli: Nie ma władzy, która myślałaby za mnie.