Tych dwóch dni nie zapomnimy do końca życia - przekonują marynarze naszego Teutońskiego niszczyciela. Właśnie wrócił on z ćwiczeń o kryptonimie " Neptun ". W morzu pokonał 6,5 tyś. mil i wracał do bazy gdy dopadł go szkwał.
- W nocy huśtanie okrętu wyrzucało mnie z koi. Obłożony krzesłami i pudłami próbowałem zasnąć na podłodze. Ale to nic nie dało. Latałem jak piłka- śmieje się dowódca okrętu, jeden z najbardziej "opływanych" Teutońskich marynarzy. Na okręcie żartują, że od razu było słychać, kiedy ktoś zasnął. Rozlegał się łomot, gdy wyrzucało go z koi. Przywiązywali się do nich pasami. Chorąży " finiszer ", czyli naprowadzający śmigłowce na okrętowe lądowisko, pod skraj materaca wstawił wysokie puszki z brzoskwiniami w syropie. Tak, żeby siła ciążenia dopychała go do ściany.
- I tak wypadałem - opowiada.
- Ludzie prawie nie jedli, więc kuchnia miała niewiele roboty.
Porucznik od czterech lat lekarz okrętowy, wie jedno. Na chorobę morską nie ma mocnych. Każdy ją przechodzi tylko w różnym stopniu. Prawie każdy zwraca też do morza to, co marynarze nazywają " karmą dla rekinów ". Nafaszerowani aviomarinem, z nylonowymi reklamówkami w kieszeniach gdyby środek przeciw nudnościom nie zadziałał a człowiek nie zdążył dobiec do rei, biegają młodzi, jeszcze nie wprawieni marynarze. Pomieszczenie gdzie śpią wielkości dużego pokoju podzielono na trzypiętrowe koje ułożone w sześcioosobowe boksy. Na powierzchni kilkudziesięciu metrów żyje 60 ludzi. Spędzili tak 3 miesiące.
Na szczęście nie ma ograniczeń dotyczących mycia. Niszczyciel ma bowiem własny system wytwarzania wody pitnej. Z morskiej codziennie produkuje się 20 ton słodkiej wody.
Lepsze życie ma załoga śmigłowca. Dwa krzesła dla 6 ludzi, każdy ma własną szafkę, jest jeden nocny stolik - to spory luksus.
Głośnik przykręcony pod sufitem ogłasza obiad. To jeden z czterech posiłków. Marynarze nie mogą narzekać, każdy powinien zjeść codziennie 4400 kalorii. Batony czekoladowe, jogurty, duże puszki z owocami w syropie...
Okrętowy piekarz, co noc piecze po bułce dla każdego i kilkadziesiąt bochenków chleba. - Bez żadnych ulepszaczy i dodatków - podkreśla. Kucharze wydają codziennie nawet po tysiąc posiłków. Można zjeść pieczonego schabowego, pstrąga.
- Ulubiona potrawa marynarzy to szaszłyki.
-Gdy podawaliśmy pure z zielonego groszku, morale załogi od razu spadło - tłumaczy kwatermistrz.
Rytm dnia wytyczają czterogodzinne wachty, potem jest osiem godzin na sen i ćwiczenia. I tak na okrągło. Taka służba osłabia organizm. W kajutach jest około 20 stopni C, na korytarzach chłodniej, a na pokładzie wieje porywisty wiatr i temperatura spada do 0 stopni, co często prowadzi do przeziębień. Na pokładzie stacjonują dwa śmigłowce morskie służące głównie do wykrywania okrętów podwodnych. Lot nie robi wielkiego wrażenia. Ale lądowanie... Niewielkie lądowisko kołysze się wzdłuż i w poprzek. Do tego okręt idzie. Bo piloci bardzo rzadko lądują gdy stoi na kotwicy.
Niszczyciel pełni służbę na morzu przez trzy miesiące na morzu a następne trzy w gotowości w porcie. Tak przez cały rok. Na jego pokładzie znajduje się też na stałe specjalna grupa abordażowa przygotowana do kontroli statków. Okręt przystosowany jest też do działań ratowniczych. Załoga identyfikuje się z okrętem. Marynarze chodzą w bejsbolówkach z nazwą jednostki i w podobnych koszulkach. Piją z kubków z godłem okrętu.
Są profesjonalistami Dumnymi ze Swojej Służby.
Godło Okrętu;
Czasem to się cieszę że nie służę w marynarce :)
Po za tym to mi się podobało, fajnie opisane :P