Wyobraźmy sobie, że lot samolotu pasażerskiego dobiegał końca, gdy w kabinie rozległ się potężny huk przypominający wybuch bomby. Pomieszczenie wypełniło się kłębami pary. To, co nie było przymocowane, wirowało teraz w powietrzu. Niewidzialna siła przenosiła bagaże i odzież w kierunku szczeliny powstałej przy jednym z okienek samolotu. Nagle szyba rozprysła się. Siedząca obok kobieta nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy jej głowa zniknęła w otworze...
To nie scenariusz filmu, tak mogłoby się stać.
Lecieli na wysokości 10 tysięcy metrów nad ziemią. Wewnątrz kabiny dla swobodnego oddychania utrzymywano ciśnienie równe panującemu na wysokości tysiąca metrów, takie jakie panuje w górach. Raptowne uszkodzenie powłoki samolotu spowodowało nieszczelność blaszanego kadłuba. Sprężone powietrze wydobywające się na zewnątrz dla wyrównania ciśnienia działało jak pompa ssąca. W takiej sytuacji pilot samolotu myśliwskiego mógłby nadal prowadzić maszynę, a w ostateczności katapultowałby się. Przeżycie umożliwiłby mu ubiór kompensacyjny oraz korzystanie z aparatury tlenowej. W jego kabinie, dla szybszego przystosowania się do nagłej zmiany otoczenia, panuje ciśnienie kilkakrotnie niższe od utrzymywanego w samolocie pasażerskim.
W lotnictwie wysokość 8000 tysięcy metrów traktowana jest jako strefa śmierci; niskie ciśnienie utrudnia przenikanie do płuc tlenu, a tym samym powoduje gorsze utlenianie krwi krążącej w organizmie. To z kolei prowadzi do utraty przytomności i może wywołać zgon. Przeczą temu wyczyny alpinistów pokonujących wielotysięczniki bez korzystania z urządzeń tlenowych. Piloci, dzięki dużej szybkości samolotu, przenoszą się na wysokość ośmiu tysięcy metrów w kilka minut.
Alpiniście wspinaczka zajmuje parę dni lub tygodni. Ma on wtedy czas na przystosowanie się organizmu do nowych warunków. Naukowcy wspominają o innej jeszcze sprzeczności. Na ziemi oddychanie czystym tlenem jest szkodliwe, dlatego w lecznictwie stosuje się mieszanki gazowe. Natomiast pilotowi odrzutowca podaje się czysty tlen, ponieważ wraz ze wzrostem wysokości maleje jego toksyczność a na 10 tysiącach nie ma już ujemnego wpływu na organizm.
Wojskowi piloci latają na wysokości 20 000 metrów i więcej. W ich samolocie bojowym, przeznaczonym do walki, istnieje największe prawdopodobieństwo utraty szczelności kabiny. Dlatego ubrani są w specjalne skafandry przylegające szczelnie do ciała na całej powierzchni. W przypadku uszkodzenia hermetyzacji kabiny na dużej wysokości automatycznie, w ciągu sekundy w ubiorze wzrasta ciśnienie, tkanina jeszcze bardziej opina ciało, stwarzając sztuczny nacisk. Nie przeszkadza to jednak w poruszaniu kończynami.
Niesprzyjającą człowiekowi okolicznością jest to, iż doznając niedotlenienia wysokościowego nie odczuwa on duszności i nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, objawy są bowiem podobne do upojenia alkoholowego. Pojawia się ból głowy, senność, słaby wzrok i słuch, zmniejsza się szybkość reakcji, człowieka ogarnia wesołość, gadulstwo, uczucie tęsknoty. Istnieje prosty test graficzny wykazujący stopień osłabienia organizmu wraz ze wzrostem wysokości; polega na odejmowaniu jedności od tysiąca. Takiemu badaniu pilot może się poddać tylko w warunkach laboratoryjnych w specjalnej komorze niskich ciśnień.
Komora ma kształt walca. Wewnątrz pod ścianą, jest kilkanaście wygodnych foteli, w których siadają piloci. Technicy zamykają okrągły, ryglowany jak na okręcie podwodnym właz i ... nic się nie dzieje. Syczy tylko uciekające powietrze, pompy próżniowe wypompowują je z pomieszczenia. W ten sposób obniża się ciśnienie. Jego wartość malejąc, odpowiada wznoszeniu się samolotu z prędkością 8 m/sek. Na sztucznie wytworzonej wysokości 5 tysięcy metrów w kolumnie wypisywanych cyfr jest już; 950, 949, 948... W pomieszczeniu robi się coraz chłodniej. W uszach zaczyna się pojawiać lekki ból, który mija po kilku energicznych ruchach szczęki. Kolejne sztuczne metry w górę. Piloci cierpliwie wypisują; 891, 890, 889... Na wysokościomierzu sześć tysięcy metrów. Cyfry wydają się jakby coraz większe Ćwiczący mówią, że czują się doskonale, że takie badanie to fraszka. Wygodniej się rozsiadają, rozprostowują nogi. Ale dlaczego czubki palców mocno poczerwieniały.
Kiedy otwarto komorę, każdy z badanych przekonał się, że chociaż kolumny liczb zgadzały się, to cyfry jednak były pisane wraz ze wzrostem wysokości w coraz bardziej fantazyjny sposób, a ich wartości powtórzyły się kilkakrotnie.
óodą.ódce u ździcha