Moi Drodzy!
M
imo, iż jestem zwolennikiem Sejmu Walnego, chciałbym Wam przedstawić propozycję, która byłaby w zupełnej opozycji to obecnego stanu rzeczy; pozostałaby w zasadzie tylko nazwa. Mam w zasadzie gotową ustawę, ale w kilku miejscach jest wariantowa, więc nie wiem czy nie byłoby to zbyt skomplikowane. Zwłaszcza, że zostało nam zbyt mało czasu, żeby debatować i głosować nad poszczególnymi wersjami poszczególnych przepisów. Więc będzie tylko koncept.
S
ejm Walny tworzą Książę, Izba Senatorska i Izba Poselska. Czyli w pewnym sensie powrót do baardzo starych czasów Księstwa.
I
zba Senatorska - już pierwsza wariantowość. Jej skład byłby związany zarówno z samorządami (warianty), jak i stanami - arystokracją i szlachtą, oraz Księciem. W Izbie Senatorskiej zasiadali by Namiestnicy lub po jednym reprezentancie Samorządów. Z zastrzeżeniem, że bez względu na liczbę Namiestników w danej Prowincji, na Prowincję przypadałby jeden głos w Izbie, a gdyby mieli być to jednak reprezentanci Samorządów, podlegaliby rotacji, o czym niżej. Przedstawiciele arystokracji i szlachty byliby wybierani oczywiście przez same stany, natomiast przedstawiciel księcia byłby po prostu wyznaczany przeze mnie. Czynne prawo wyborcze miałby każdy obywatel, bez wagi ze względu na status aktywnego obywatela. Bierne prawo wyborcze przysługiwałoby tylko aktywnym obywatelom.
I
zba Poselska to oczywiście posłowie... wybierani w okręgach, równych swym obszarem Prowincji, czyli w zasadzie byliby to przedstawiciele Samorządów. Na każdą Prowincję przypadałoby bezwzględnie 1-2 miejsca w Izbie plus po jednym miejscu na każdych 10 aktywnych obywateli zamieszkujących daną Prowincję. Zasady czynnego i biernego prawa wyborczego byłyby podobne jak przy Izbie Senatorskiej - odpowiednio: każdy obywatel i aktywny obywatel.
K
adencja Sejmu Walnego trwałaby 3 miesiące, ale część mandatów podlegałaby rotacji. W przypadku Izby Senatorskiej, gdyby przedstawicielami Prowincji nie byli Namiestnicy, tylko wybierani senatorowie - wymieniali by się co miesiąc. Podobnie po miesiącu byłoby zastępowanych 2/3 posłów - pełną kadencję sprawowałaby 1/3 posłów, którzy w swoim okręgu zdobyliby najwięcej głosów. Posłowie wybrani w wyniku rotacji także sprawowaliby swój mandat przez miesiąc, bez względu na wynik. Oczywiście nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby ktoś co miesiąc był wybierany.
M
arszałek Izby Poselskiej byłby wybierany jak dotychczas - ze swojego grona, wybory przeprowadzane przez marszałka-seniora wyznaczanego przez Księcia. Natomiast Marszałkiem Izby Senatorskiej byłby... senator wyznaczany przez księcia.
I
zba Poselska przyjmowałaby ustawy i uchwały, zatwierdzałaby rozporządzenia większością głosów przy obecności co najmniej połowy posłów. Natomiast Izba Senatorska - większością głosów przy obecności co najmniej trzech piątych senatorów. Izba Senatorska miałaby 7 dni na przyjęcie ustawy bez zmian lub uchwalenie poprawek, ale nie mogłaby jej odrzucić. Możliwości księcia przy podpisywaniu ustawy pozostałyby takie, jak są teraz. Inicjatywa ustawodawcza należałaby do księcia, senatorów, posłów i 1/10 aktywnych obywateli.
I
zba Senatorska wyrażałaby zgodę na: (1) powołanie ministra właściwego do spraw kultury i dziedzictwa narodowego, (2) uznanie i wycofanie uznania państwowości innej mikronacji, (3) powołanie ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego, (4) zawarcie i wypowiedzenie umowy międzynarodowej, której ratyfikacja nie wymaga uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie. Izba Poselska wyrażałaby zgodę na ministra właściwego do spraw finansów i byłaby właściwym organem w przypadku, gdy inne ustawy i rozporządzenia mówią o "sejmie".
K
anclerz - tutaj najwięcej wariantów mam do zaproponowania. Oczywiście pierwszy, to obecny stan - poseł, który uzyskał poparcie Izby Poselskiej. Drugi wariant podobny - poparcie Izby Poselskiej, ale niekoniecznie poseł. Trzeci wariant - po uzyskaniu poparcia Izby Poselskiej, poprzeć musi co najmniej połowa Prowincji. Czwarty wariant - Kanclerz powoływany przez Samorządy... w podobny sposób, jak teraz głosuje Sejm Walny. Czyli wystarczy, że Kanclerz uzyska większość w danej prowincji i ma głosy wszystkich obywateli tej prowincji; przy równej liczbie decydowałby Namiestnik. Co ma o tyle znaczenie, że Kanclerz byłby wybierany większością wszystkich głosujących, nie Prowincjami. Można w pewnym sensie ten wariant przyrównać do wyborów w nieistniejących USA. Chociaż przy tym wariancie należałoby pomyśleć nad tym czy (1) nie powinni głosować tylko aktywni albo (2) kandydat, który uzyska większość, nie powinien otrzymywać głosów wszystkich głosujących obywateli z Prowincji, a nie wszystkich mieszkających w Prowincji.
R
ząd powoływany byłby jak dotychczas - przez księcia na wniosek Kanclerza. Oczywiście z zastrzeżeniami, o których była mowa przy Izbach. Plus zastrzeżenie dla księcia, który będzie osobno wyrażał zgodę na ministra właściwego do spraw zagranicznych.
R
eferenda byłyby ograniczone do dwóch podstawowych spraw - rozwiązanie Sejmu Walnego i zmiana konstytucji. Przy czym zmiana konstytucji byłaby możliwa tylko poprzez referendum. Zarządzałby je książę z własnej inicjatywy, na wniosek 3/5 Sejmu Walnego, na wniosek 1/4 aktywnych obywateli.
M
yślę, że takie rozwiązanie spowoduje, że w polityce wciąż będzie się coś działo. Wybory co miesiąc, rotacje, rywalizacja. Podobnie uważam, że dość duży wpływ Prowincji na sprawy centralne jest tutaj zagwarantowany. Trzeba by się tylko zastanowić czy znajdziemy tylu posłów i senatorów, którzy w ogóle by chcieli brać udział w polityce - wybieranych byłoby 2 lub nawet 6 senatorów, z czego 4 co miesiąc, oraz ok. 8-12 posłów, z czego 5-9 co miesiąc. Mam głęboką nadzieję, że osoby wypowiadające się, przeczytają przynajmniej cały akapit, do którego będą się odnosić.
W trwających aktualnie debatach nie daje mi spokoju brak odpowiedzi na fundamentalne pytanie: po co rezygnować z Sejmu Walnego, który — co do zasady — po prostu działa? Jeżeli ma być na siłę ciekawiej, wystarczy po prostu wprowadzić czynnik losowy. :>
Podtrzymuję również pomysł o Radzie Państwa, która sama dobiera sobie członków i dzierży pełnię władzy.
W jaki sposób miałaby być wybierana Rada Państwa?
Ciekawe. Z góry Pan zakłada, że na lata, a jeszcze nie wiadomo czy się sprawdzi!
Przedstawiciele stanów szczególnie mi się podobają, wprowadzają do ustroju element narracyjny.
Potrzebujemy coś banalnie prostego w prowadzeniu i administrowaniu. No ale Książę nie słucha, co mnie smuci.
Nie upraszczajmy maksymalnie. Znajdźmy złoty środek, gdzie system jest na tyle skomplikowany, żeby był ciekawy i na tyle przejrzysty, żeby był zrozumiały i nie zniechęcał.
@ JKM, parę postów wyżej - nie wiem :) Na długo w każdym razie.
@ Laurencjusz Ma Hi, parę postów wyżej - w tym sęk, że trzeba przygotować coś, co NA PEWNO się sprawdzi, bo nie możemy uchwalac kolejnego ustroju na próbę.
@ Diuk Czuguł - przecież SW jest łopatologicznie prosty. Sęk w tym, że my nie administrowania potrzebujemy, tylko rządów. I rywalizacji o nie.
i czy te pomysły rozwiązują główne problemy? znużenie polityką, sejm słupów, brak kampanii wyborczych, rozmycie odpowiedzialności.
a rotacyjność, choć atrakcyjna, ma wskazany już problem - co z mniejszymi partiami? chyba, że intencjonalnie idziemy ku dwupartyjności.
Tak, jak napisałem na początku - jestem zwolennikiem SW, to jest odpowiedź na swego rodzaju potrzeby niektórych jego przeciwników. Na końcu też wskazałem, że warto by się zastanowić czy znajdziemy chętnych do takiej zabawy...
Mi nie chodzi tu o funkcjonowanie rozwiązania i to co to rozwiązanie wniesie, a o nakład pracy wymagany w zarządzaniu danym rozwiązaniem. Każdorazowe sporządzanie listy uprawnionych przed każdym głosowaniem do najlepszych nie należy. To tak w ramach przykładu. Tak samo zwracanie się do siedmiu organów o zgodę na powoływanie zupełnie nieistotnych figur.
@JKM
Ja niczego od WKM nie oczekuję. Niczego. Po prostu jak ktoś mnie pyta o zdanie to mam cichą nadzieję, że się z tym zdaniem liczy, a nie pyta, bo pyta ankietowanych i nic z tego co powiem nie weźmie pod rozwagę. Tyle w tym temacie.
Rozwiązanie 1. Tniemy biurokrację, odejmując obowiązki rządowi.
Rozwiązanie 2. Nic nie tniemy, ale cedujemy obowiązki na prowincje.
Rozwiązanie 3. Nic nie tniemy, ale rozbudowujemy aparat państwowy (to propozycja JKM).
To nie jest do końca moja propozycja - nie będę jej bronił, jak Reytan Polski przed rozbiorami. Po prostu dałem garść propozycji dla przeciwników; przy okazji korzystnych też dla mnie. Nie ze wszystkiego trzeba skorzystać. Najchętniej zostałbym przy Sejmie Walnym bez stronnictw i tyle... Dlatego tak bardzo niemiłe i bolące są komentarze uderzające nie w artykuł, a we mnie, jak te diuka Czuguł-Chana.
Bez stronnictw. Z kadencyjnym kanclerzem.
Inna sprawa, że mógłby się starać kanclerz o kolejną kadencję. W końcu, jeśli się nie wypali, to po co odbierać jemu możliwość dalszego rządzenia? Kadencja mogłaby trwać np. 1 miesiąc.
A problemu wypalenia urzędników rozwiązać się nie da. Albo są zastępcy, albo nie. Istotnie jednak, w przypadku rezygnacji ze stronnictw na rzecz głosowania osobistego na Sejmie Walnym, wybór Kanclerza co 2–3 miesiące byłby „ciekawy”.