Szanowni,
miało być wcześniej, ale real. Przepraszam.
S
łowo "program" na elekcję jest trochę przesadzone. Założenie na elekcję sprowadza się do jednego punktu który zostanie później poruszony. Uważam od dawna, że godność książęca to nie jest, albo raczej nie powinno być stanowisko polityczne, które wymaga określonego planu do zrealizowania i obiecania. Chociaż są od tego wyjątki, o czem niżej. Jest tak głównie dlatego, że jest to urząd pozbawiony konkretnych kompetencji, nie ma jasnej kadencji i nawet sama Konstytucja stwierdza, że Książę nie jest organem władzy wykonawczej. Nie da się też przewidzieć co będzie za dwa miesiące, a co dopiero w sytuacji, w której Książę może panować nawet i lata (chociaż jeżeli już poruszamy ten temat pragnę oświadczyć, że długo na tronie siedzieć nie zamierzam). Nie oznacza to jednak, że nie planuję ani nie zamierzam robić żadnych zmian, a jedynie czekać na rozwój wypadków i skupiać się na bieżącej administracji.
Biorąc pod uwagę powyższe, a nawet czysto praktyczną stronę, kandydat winien być oceniany nie po tym co obieca, ale pod kątem tego jaki jest, jak podejmował decyzję w przeszłości, jak radził sobie z poszczególnymi problemami i jak może działać w przyszłości. Czyli jaka jest jego filozofia podejścia do KS i czy my, jako wyborcy, mamy podobną. Możemy co najwyżej strzelać, czy bliżej nieokreślone i abstrakcyjne sytuacje w przyszłości, które wymagać będą konkretnej decyzji ze strony Księcia, będą się pokrywały z naszym stanowiskiem, wizją i światopoglądem.
I
jeżeli o właśnie powyższe chodzi, to nie trzeba zbytnio się rozpisywać o sobie. Na to, jak widzimy danego kandydata, pracuje się od początku rejestracji w mikronacjach. Każdy kandydat jest w zasadzie znany, a historia, zwłaszcza najnowsza, dobitnie pokazuje, że między bajki włożyć możemy zapowiedzi i deklaracje jakoby kandydat jako książę, a jako obywatel poprzedniego wcielenia, to zupełnie nowe osoby. Że można się zmienić, że będzie lepiej, że przywary zostaną wyeliminowane, a nabędziemy nowe i pozytywne cechy.
Dlatego w punkcie opisującym siebie, zbyt wiele rozpisywać się nie będę. Wszyscy mnie Państwo znacie bardzo dobrze po tych długich latach. Wiecie jakie mam z grubsza stanowisko co do większości tematów które przewijają się co jakiś czas w mikronacjach. Ale resumee i tak się przyda, więc będzie to później.
W
Sarmacji piastowałem stanowisko w zasadzie każdym jego organie i zajmowałem się wszystkim. Byłem prefektem, asesorem i Marszałkiem TK, posłem, wicemarszałkiem i marszałkiem Sejmu, Kanclerzem, ostatnio nawet regentem. Do tego samorządowcem, żołnierzem, banksterem, redaktorem, czasami quasiprogramistą. Startować w elekcji nie planowałem, jakkolwiek pewnie trudno w to uwierzyć. Zmieniłem zdanie i zrobiłem z tej kandydatury plan B. Jednakże plotki o tym że kandyduję, dotarły do mnie wcześniej niż nawet informacja, że była abdykacja. Wiele osób namawiało mnie prywatnymi drogami na start i deklarowało poparcie. Biorąc to pod uwagę, a także to, że nie ma obecnie żadnego kandydata który byłby w stu procentach “mój”, czyli z którym mógłbym się identyfikować i z czystym sumieniem poprzeć, ostatecznie się zgłosiłem. Nie mam parcia na mitrę, nie będę zdobywał jej za wszelką cenę, w sposób, w jaki opisanie tego spotyka się ostatnio z donosami do Prefektury. Jak pisałem wyżej, elekcja książęca, a zwłaszcza ta obecna, powinna przebiegać nieco w innej atmosferze. Nie powinna to być kampania stricte polityczna. Co do zaś tego, co mimo wszystko zadeklarować czy obiecać powinienem, zaczynajmy.
Polityka zagraniczna — nie jestem zwolennikiem inkorporacji martwych pikseli. Nie uważam też, że polityka sama w sobie, czy raczej jej prowadzenie żeby tylko ją prowadzić, ma jakieś szersze znaczenie. Nie bawią mnie buraczane konflikty o nic, jak to, czy wyspa X powinna leżeć tu czy tam, a pan Y ma przeprosić czy też nie. Jeżeli mówimy o polityce zagranicznej, to jako narzędzie, a nie cel sam w sobie. I tutaj paradoksalnie, może się ona nam przydać.
Nie od dziś twierdzę, że jakiekolwiek większe inicjatywy które w istotny sposób mają zmienić kształt polskich mikronacji, powinny być realizowane na szczeblu ponadnarodowym. Jeżeli chodzi o budowę systemu gospodarczego, zdecydowanie łatwiej byłoby zrobić jedną, zarządzaną wspólnie platformę. Mamy i więcej rąk do pracy, i więcej użytkowników, możemy tworzyć nowe gałęzie współpracy które nie będą wyłącznie fabularnym paplaniem — gospodarcza wymiana międzynarodowa, forex, rywalizacja gospodarcza, wojny celne i tym podobne kwestie. To samo tyczy się większości specjalistycznej infrastruktury, jak testowany niedawno system wojenny.
Największe jednak szansę upatruję w promocji, ale o tym niżej.
System gospodarczy i promocja/demografia — tutaj, mimo że w elekcji powinienem słodzić i się łasić, trzeba napisać trochę gorzkiej prawdy. Nie dam systemu gospodarczego i proszę nawet nie liczyć, że w pojedynkę załatwię wzrost i ciekawość. Każdy kto to obiecuje jest albo głupi, albo robi głupich z Was.
Każdy z nas ma real. Każdemu z nas się nie chce. Każdy z nas ma pewne braki w wiedzy i doświadczeniu które skutecznie blokują powstawanie funkcjonalności z prawdziwego zdarzenia. W tym ja. Powinniśmy jako społeczeństwo być już na tyle dojrzali żeby przestać rozglądać się za mesjaszem, który zbawi Sarmację, podczas kiedy reszta będzie obserwowała. Cokolwiek byśmy nie planowali, potrzeba współpracy i połączonego wysiłku. Dlatego może brutalnie, ale uczciwie muszę napisać, że jeżeli PT Państwo szukacie w elekcji frajera który zrobi, a reszta popatrzy, to możecie zakończyć czytanie programu i szukać innego kandydata. Przepraszam.
T
ak się robić nie da, po pierwsze, że to zwyczajnie nieuczciwe podejście, a po drugie, że najczęściej, patrząc na to realistycznie, wychodzi kaszanka po gellońsku. Zbyt duży ciężar i odpowiedzialność na barkach jednego człowieka, to bardzo często nici z realizacji. Jeżeli mamy coś ruszyć, potrzebne są ręce do pracy. Sarmacja nie potrzebuje człowieka który zrobi coś samodzielnie, ale menadżera, który zorganizuje pracę wszystkich obywateli i, jak pisałem wyżej, w miarę możliwości postara się budować pewne rzeczy we współpracy z innymi krajami. Projekty realizowane jednoosobowo mają się ostatnio źle. Nie można ich ani potem przejąć, ani bieżąco konserwować, a najczęściej kończy się albo na słomianym zapale, albo zmuszeni do przerwania prac z powodu czynników niezależnych. Piotr II Grzegorz budował Złotą Wolność 2.0. Musiał odejść z Sarmacji, nie zostało nic. Kakulski budował mapę, musiał odejść z Sarmacji i nie zostało nic. Podobnych przykładów można mnożyć. Już teraz widać, że w niewyobrażalny sposób marnujemy potencjał i zasoby ludzkie, bo co jakiś czas ktoś wpada na genialny pomysł pt. “a zrobie se system gospodarczy”, po czym kilka tygodniu robi w tajemnicy przed innymi, potem ogłasza projekt, ludzie się cieszą, a po jakimś czasie prace zostają przerwane. Powinniśmy dążyć do centralizacji takich prac. Działa tutaj najzwyczajniej w świecie efekt skali. Robienie prywatnych systemów jest nieekonomiczne, a przez to i zwyczajnie głupie. Nie chodzi oczywiście o drobne funkcjonalności które obudowują obecny system (np. GPW) ale o pełnoprawne systemy, które mają w zamierzeniu aspirować do zostania ziemią obiecaną Sarmatów.
Kolejna kwestia to upolitycznianie takich projektów i wręcz szantażowanie systemami, które powstaną bądź nie w zależności od rozstrzygnięcia politycznego w danym czasie. Co innego nie mieć techniczno-prawnej możliwości wprowadzenia zmian, a co innego pisać wprost, że jeżeli kandydat X wygra to system wprowadzimy, a jeżeli nie, to nie bo nie. Nie dość, że systemy tworzone są w zupełnie nieracjonalny sposób, gdzie najsłabszym ogniwem jest autor, który nie wyrobi fizycznie tego pół roku wytężonej pracy, to dodatkowo mamy aspekt polityczny.
T
o samo tyczy się promocji i demografii. Ptak, który kojarzy się z moją osobą najbardziej, to oczywiście bociek. Był on niewypałem. Dlaczego? Odpuszczenie go z mojej strony to jeden aspekt, drugi, równie ważny to taki, że zwyczajnie nikt się tym nie zainteresował. Kiedy robiłem ankietę i szukałem ludzi, odzew był znikomy. Pracował przy tym mało kto. Nie obwiniam nikogo, bo rozumiem że to nie jest kwestia zwyczajnego lenistwa, a i ja przecież w pewnym momencie odpuściłem. Ale lekcję musimy wyciągnąć, a jest ona taka, że samemu możemy zadowolić co najwyżej samych siebie na własną rękę, natomiast żeby zrobić to na szerszą skalę, potrzebujemy większej ilości ludzi.
Kilkukrotnie porównywano Sarmację do korpo. Jeżeli przyłożymy tę miarę ponownie, to powierzanie strategicznych projektów jednej osobie, która w każdej chwili może z różnych powodów to korpo opuścić, jest zwyczajnie głupie. Największą trudnością nie jest to, że nie mamy ludzi zdolnych do zrobienia czegoś nowego. Wypaczeniem jest to, że każdy pracuje na własną rękę, powstaje kilka konkurencyjnych projektów w fazie niewychodzącej poza prosty szkielet, a kiedy autor musi od nas czasowo odejść, wszystko umiera. Cywilizacje nie powstawały wtedy, kiedy każdy robił coś w sposób jaki przedstawiłem, ale kiedy siły połączono i potrafiono wymieniać się pracą, zastępować nieobecnych i dążyć wspólnie w jednym kierunku.
Idealne byłoby w mojej ocenie stworzenie założeń jednego, spójnego systemu, a następnie podzielenie pracy i wzajemna jej koordynacja między chętnych. Nie stricte NIA, ale nawet zatrudnionym ad hoc wykonawcom, w zależności od ich umiejętności i możliwości. Dzielnie pracy na etapy. Robienie projektu z głową i z pomysłem. Kiedy ktoś niedomaga, pracę może przejąć ktoś inny. Nawet jeżeli mamy robić 2 lata system, małymi kroczkami ale nieustannie przybliżać nas do celu, to jest to o wiele lepsza sytuacja niż porywać się z motyką na słońce w dwie osoby i robienie z systemu własnego dziecka, od którego wszystkim wara, o którym nie mówimy nikomu przez pierwsze etapy i który rozwijamy samodzielnie, a następnie przerywamy pracę z takich czy innych powodów i do nich nie wracamy. Systemów które istniały na papierze mamy od groma. Systemów które rozwija zwarta ekipa, niewiele.
D
latego z jednej strony chcę oficjalnie zadeklarować, że promocja i demografia będą dla mnie priorytetem i tym się chcę zająć jako Książę. Jednocześnie zastrzegamy, że nie jest to deklaracja którą można przeformułować w zdanie
daj ać ja pobruszę a ty poczywaj. Chcecie zmian? Zmiejamy! Chcecie oglądać jak zmiany robi nowy Książę? Wybierz innego kandydata. Książę winien nadawać wszystkiemu harmonii i udrażniać rury które się zapychają, a które przeszkadzają w rozwoju. Stać na czele przodowników pracy, ale nie być jedynym robotnikiem w tym zakładzie. Po części z taką rolą już eksperymentuję, chociażby ostatnio zgodziłem się głównie z powodu wszechobecnego marazmu na wspomniany niedawno wywiad radiowy. Trzeba szukać więcej podobnych okazji. Musimy przejąć wariant celebrycki — mają o nas mówić. Wszystko jedno w jakim kontekście (o ile nie będzie zupełnie negatywny).
Z jednej strony trzeba załagodzić spory które ostatnio wybuchły. Książę nie może być, a przynajmniej ja odcinam się od deklaracji poprzednika, że będzie pełnoprawnym politykiem. Trzeba małego uspokojenia i zrównoważenia atmosfery. Jednocześnie nie może to przeradzać się w księcia herbu “flaki z olejem” czy monarchy-ciepłych kalesonów. Trzeba umiejętnie balansować między ekstrawagancją a normalnością, ciekawością a zniechęceniem czy włączaniem się w życie społeczne a trzymaniem społeczeństwa za mordę.
J
ak pisałem, doskonale mnie Państwo znacie. Na pewno z przywar pozostaje słynne arpedowskie lenistwo, jednak Książę to rola nieco inna niż Kanclerz, a tam gdzie nie ma kadencji i masy obietnic do realizacji, sprawdzałem się, myślę, całkiem dobrze. Chociażby w Trybunale. Myślę, że jesteśmy na tyle dojrzali żeby przestać oglądać się za gruszkami na wierzbie i wybrać monarchę, który będzie nas wszystkich godnie reprezentował i któremu powierzymy nasze troski. To nie są wybory kanclerskie czy sejmowe. Więc i wybory i wartości jakimi się kierujemy przy urnach, powinny być nieco inne. Tym bardziej, że nawiązując do sentencji która przewija się w grach z serii Civilization — wszystko wskazuje na to, że póki co nie budujemy imperium, które przetrwa próbę czasu. Ale możemy to zmienić, a czasownik “budujemy” nie oznacza tutaj formy pluralis maiestatis — odnosi się do nas wszystkich. Miejmy to gdzieś z tyłu głowy, że potrzebujemy zmian nie tylko po stronie tronu, ale przede wszystkim — po stronie nas samych.
Do tej kandydatury mam mnóstwo uwag i wątpliwości. Nie jest ona wybitna i idealna. Ale takowej nie ma. Cóż zatem. Mimo wszystko kandydatura Konrada Jakuba wyląduje wysoko na mojej karcie wyborczej.
Mam pytanie. Czy chciałby WKM silnej monarchii czy bardziej reprezentacyjnej roli księcia?
I tak, Książę powinien zajmować się kierowaniem Sarmacji na szczeblu strategicznym i długookresowym. Od tego w końcu jest. Kanclerz, Rząd i Sejm, winni zająć się sprawami krótszych odcinków czasowych i bardziej konkretnych problemów. Przy czym za szczebel strategiczny nie uważam rzeczonych politologicznych wzorców typu wojsko, ale głównie system i jego konserwacja, promocja oraz polityka zagraniczna (dlaczego to ostatnie, wyjaśniłem wyżej — kwestia korzyści skali i łatwiejszego ogarnięcia naszej sytuacji w gronie wszystkich mikronautów).
W pozostałych sprawach, od dawna skłaniam się ku monarchii parlamentarnej i konstytucyjnej. Niezależnie od tego kto panował, stanowisko miałem zawsze jasne — hasło "ufamy ci książę" to hasło zwyczajnie głupie. Dlatego w pewnych kwestiach zawsze dążyłem do tego, żeby rola księcia była odpowiednio kontrolowana i wyważona. Robiłem tak i za JKW TIHa i za Roberta Fryderyka, i nie zamierzam się z tego wycofywać niezależnie od wyników elekcji, czyli bez względu na to czy wygram ja czy ktoś inny.
Jeżeli więc Sejm przegłosuje ustawy które ograniczają mój wpływ na liczbę nadań lennych, kontroli sądownictwa, prawodawstwa, rządzenia Sarmacją i tymi podobnymi kwestiami, a nawet zabierze mi spod opieki wojsko, to podpiszę to bez wahania. Najważniejsze, to żeby móc koordynować i realizować program kreślony na lata do przodu, czyli właśnie demografia i architektura KS.
Dlatego podsumowując — w kwestiach spraw bieżących i normalnego funkcjonowania państwa, od zawsze byłem zwolennikiem monarchii parlamentarnej i ograniczonej roli księcia. Nie mam z tym problemu i nie będę utrudniał ewentualnej próby ograniczania roli księcia w tych tematach. Na płaszczyźnie systemu i demografii, Książę powinien grać pierwsze skrzypce i tutaj siłą rzeczy potrzebujemy bardziej stabilnego urzędu który nie będzie zajmował się "pierdołami" typu codzienna administracja. Można więc powiedzieć, że poza obszarem faktycznie strategicznym (faktycznie, czyli nie fabularnie), jak najbardziej pasuje mi bardziej reprezentacyjna rola.
Że Bociek był kupom, napisałem w artykule. Pytanie brzmi, dlaczego? Głównie z uwagi na to, że opierał się na jednej osobie. Nikt inny właściwie nie pomagał, ja znowu z różnych powodów musiałem wreszcie odpuścić. Kiedy podpinamy sprawy wysoce wrażliwe pod jednostki, ich potknięcia rzutują na cały projekt.
Robiliście Radę Nauki. Jako tako funkcjonowało. Odeszliście, a RN ostała się z niczym i jest taką samą kupom jak Bociek. Pozostali członkowie Rady nie chcą ani objąć przewodnictwa, ani nawet nie mają pomysłu co z tym fantem zrobić, i czy w ogóle się nie rozwiązać. Czyli znowu — projekt jednoosobowy, gdzie brak autora skutkuje kaszaną.
I dokładnie te same błędy popełniamy wszędzie, a zwłaszcza w budowaniu systemów. Pojawia się zbawca z systemem, po kilku tygodniach dopada go real albo zwyczajnie go to zaczyna nudzić, zapał zderza się z prozą życia. System ląduje w koszu. P2G robił ZW 2.0, Kakulski robił Mapę, ja robiłem BBR, HR robił SEG (tutaj poszło lepiej, ale np jego brak skutkuje niemożnością dołączenia do systemu Baridasu), Zombiakov robił Zyriusza, dwie osoby robiły System Bitewny. Wszędzie te same podejście — najpierw robimy zręby w tajemnicy i nie konsultujemy się z nikim, potem ujawniamy i dalej robimy w góra 2 osoby, na końcu autor się wykoleja a wraz z nim jego dziecko. To samo można powiedzieć o Boćku i Radzie Nauki.
Z takim podejściem nie zrobimy niczego. Jakkolwiek czerwono by to nie zabrzmiało, musimy mieć projekt państwowy, nadzorowany przez państwo i budowany przez jak największą liczbę osób. Nie potrzebujemy więcej dzieci należących do ich autorów. Te dzieci adoptować musi Sarmacja. A Książę czuwać nad wszystkim i odpowiednio kierować zasoby ludzkie. Musi być po prostu menadżerem projektu, a wykonawcy i planiści niech się zajmą własną osobą. Właścicielem musi być zaś Sarmacja. Albo łączymy siły, albo zdychamy. To co odwalamy w tym momencie, to praca nieefektywna, poniżej punktu optimum. Jakbyśmy narysowali krzywą możliwości produkcyjnych, to z jednej strony mamy plany, które leżą daleko poza nią i są na ten moment nieosiągalne, a z drugiej faktyczne wykonanie, które leży poniżej tejże krzywy. Każdy ogarnięty człowiek widząc nasze podejścia do budowy systemu może to skwitować tylko jednymi słowami — Andrzeju, to jeb*ie.
I zarówno Rada Nauki jak i Bociek, nie należą tutaj do wyjątków.
Wy nie bedziecie Ksieciem doceniajacym tylko krytykujacym i oceniajacym. I robcie tak dalej to w tej Sarmacji zgasicie swiatlo, bo ludziom sie nie chce mierzyc z Wasza jedynie sluszna wizja wszystkiego.
Nazwać to laniem wody to tak, jakby patrząc na ocean stwierdzić, że jest to nieco większa kałuża.
A najbardziej mi się podobają teksty "książę musi być menadżerem" i dwa akapity dalej "ale nie było kim robić".
Jak nie ma kim robić to niestety, trzeba zakasać rękawy i do dzieła.
Ma Pan cztery lata doświadczenia w Księstwie i widać, że poszły na marne, bo nie nauczył się Pan najważniejszego. Jedyne systemy jakie powstały to te, które robiła konkretna osoba. Wspólny - nie powstał. A takich prób było wiele, naprawdę wiele.
Ale Pan przecież wie lepiej, prawda? To, co się udało kilka razy w historii to mrzonka, bzdura i głupota.
A to, co się nie udało nigdy, to przyszłość do której poprowadzi nas menadżer. Szkoda tylko, że pracownik ciężko będzie znaleźć.
Jak wskazuje doświadczenie.
I naprawdę proszę nie mówić ciągle o szantażu. Sprawę przedstawiłem jasno i uczciwie. Ale co, jak Kalemu ukraść krowa to już nie jest dobrze?
A o pisaniu systemów, nawet czysto teoretycznie, nie ma Pan najmniejszego pojęcia czego Pan dowodzi w całym swoim wywodzie o systemach.
Nie umie Pan nawet właściwie odczytać mojej propozycji. Nie ubolewam, celuję w inny elektorat.
I tak, dziwię się że zrezygnowaliście. O ile mi wiadomo, krytykę RN przedstawiałem w Sejmie kiedy powstawała i na koniec, kiedy umarła. Nawet nie orientowałem się czy ona dalej żyje, a informacja o rezygnacji doszła do mnie przypadkiem. Proszę więc nie sugerować, że krytykowałem do końca. I proszę też pamiętać, w których częściach Radę krytykowałem. Co ciekawe, w tych, w których ostatecznie się wykoleiła. Przez nadmiar biurokracji i braku popytu na tytuły. Gdyby było inaczej, dzisiaj ludzie szukaliby nowego przewodniczącego, a nie pisali wprost, że trzeba to usunąć z systemu.
Niestety, też macie jedyną słuszną wizję. Nie dopuszczacie krytyki i oczekujecie, że każdy każdego będzie zawsze klepał po pleckach. Proszę też sobie przypomnieć, że pierwsze co robiliście kiedy przybyliście do KS, to znowu krytykowanie mnie. Mimo stażu ledwo miesięcznego.
Mam chyba prawo pisać co myślę o poszczególnych inicjatywach. Nie składałem przecież wniosków o uchylenie ustawy, nie blokowałem działalności rady. I jak pisałem, nawet ją ostatecznie olałem i nie zajmowałem od czasu przejścia ustawy w Sejmie. Naprawdę, proszę sobie wejść w szukajkę forumową albo tą systemową i sprawdzić, ile razy pisałem o RN od tamtego czasu. Jedyne co wspominałem, to kwestię tajności obrad. I podałem powody czemu jest to podejście błędne — obywatele nie mieli pojęcia za co dostali, bądź odmówiono im tytułu.
Mogę napisać to samo — odkąd odpaliłem Boćka, krytykowaliście. I sie dziwicie, ze zrezygnowalem? Przez Was, przez ciagla krytyke. Obrzydziliscie mi ten projekt. I robcie tak dalej to w tej Sarmacji zgasicie swiatlo, bo ludziom sie nie chce mierzyc z Wasza jedynie sluszna wizja wszystkiego.
Mogę też w tym momencie się rozpłakać i zrezygnować z kandydowania, bo też krytykujecie i obrzydzacie. Ale mogę też dorosnąć i wreszcie zrozumieć, że takie jest życie, że ludzie mają różne zdania i opinie oraz je przedstawiają. Nie zgadzają się na wszystko i mają odmienne podejście. Trzeba to zrozumieć i uszanować. Nie raz powiem jeszcze, że coś mi się nie do końca podoba, jak i nie raz usłyszę to samo w moją stronę. Tak samo jak usłyszałem wyżej.
Różnimy się tym, że ja przyjmę to do wiadomości na chłodno i zastanowię się, że być może robię coś źle. A Wy? Sami sobie odpowiedzcie. I nawet sami to zrobiliście — krytykujecie moją jedyną słuszną wizję, wciskając na siłę swoją. Należy wreszcie zrozumieć, że nie chodzi o jedyną i słuszną wizję, ale o to, że każdy ma tę wizję inną. I zarówno w realu jak i w mikro, każdy forsuje swoją. Niczym się na tym polu nie różnicie ode mnie.
Jeżeli twierdzicie, że gadam głupoty i macie lepszy pomysł — okej. Będziecie lepszym Księciem? Super, życzę tego z całego serca, skorzystamy na tym wszyscy. Nie chcę włączać się do tej walki ad personam.
I naprawdę, skończmy może z kampanią na Radcę NIA, bo na takiego nie aplikuję. Zupełnie nie rozumiem co mają do elekcji książęcej wstawki, że nie znam się na budowie systemów, że w przeszłości budowano je tak czy inaczej i że napiszecie system a ja nie. To jest kampania do NIA czy na tron?
Ponowię może pytanie — a jak przegracie a wygram ja, i Was poproszę o napisanie tego systemu, to jaka będzie odpowiedź? To wbrew pozorom jest sprawa fundamentalna, a brak odpowiedzi w istotny sposób pomógłby rozstrzygnąć, czy to jest rzeczywiście zagrywka polityczna czy prawdziwa troska o Sarmację. I byłaby twardym dowodem na rzecz tego, że godność Książęca a naczelny informatyk Sarmacji to odrębne stanowiska.
Szkoda też, że nie rozumiecie podstawowego faktu — a nie daj Boże Wam się noga podwinie i nie skończycie swojego projektu. Według moich założeń, Książę powinien to nadzorować i próbować szukać innych wykonawców. Według Waszych — nie dotykać. Ubezpieczenie projektu i jego nadzór państwowy to chyba nie jest taki głupi pomysł.
I ja bede Wam o tym przypominal z przyjemnoscia. :]
Gdybym chciał stosować tanią erystykę to zapewniam, że zwróciłby Pan na to uwagę. Jak na razie - wystarczy tego, jak Pan sam się podkłada. I nie walczę ad personam. Nie mówię, że jest pan mały, ryży i nie ma piątej klepki. Zaczepiam to, co Pan pisze, nie pana. Coś Pan wspominał o taniej erystyce?
Nie rozumie Pan, dlaczego mam wstawki o tym, że nie zna się Pan na budowie systemów? Bo przez dwa akapity usiłował Pan nas pouczać, jak się powinno budować system. Gdyby Pan tego nie napisał, ja bym tego nie skomentował. To prosty mechanizm.
I nie, nie są to wybory do NIA. Ja też nigdzie nie napisałem, że Pan nie napisze. Ja tylko wystąpiłem z propozycją. Z propozycją, którą wskazałem jako potencjalnie największą możliwość zwiększenia aktywności i populacji Księstwa. Grywalność. To, że dodatkowo wiem i umiem to zrobić - to bonus dla mnie. Ale nigdy nie napisałem, że brak tych umiejętności któremuś kandydatowi cokolwiek ujmuje. Więc nie podkreśliłem nigdzie, że ja umiem a Pan nie.
Pan ciągle brnie w to, że ja kogoś szantażuję. Przedstawiłem swój program. Pokazałem, jak chciałbym go zrealizować. Pan tego najwyraźniej nie rozumie. Nie potrafi Pan pojąć, że stawiając sprawę jasno - postępuję uczciwie a Pan - i tylko Pan - ciągle usiłuje przykleić mi łatkę upolitycznienia tronu, szantażu, Armin wie, czego jeszcze.
Życzę każdemu z kandydatów powodzenia. Bez wątpienia każdy z nich ma zalety, które przyciągną rzesze zwolenników. Mam również nadzieję, że ów ożywiona dyskusja, mimo że zfokusowana na dwóch osobach, nie spolaryzuje społeczeństwa Sarmackiego.
Erystyką jest zaś jak najbardziej ucinanie cytowanego zdania w połowie — chyba zgodzicie się, że inaczej brzmią moje słowa po wyrzuceniu reszty zdania które podaliście, i w całości? To jest rzeczona tania erystyka.
Hmmm. A tutaj?
Cały czas nie rozumiecie na co zwracam uwagę. Ja nigdzie nie mówię jak budować system, bo na klepaniu kodu się nie znam. Przedstawiam moje stanowisko co do tego (czy jak wolicie, "pouczam") jakie powinniśmy mieć do tego podejście ze strony Sarmacji, jako państwa.
Niech piszą prywatne osoby. Problem polega na tym, że kiedy porzuca projekt bo podwija mu się noga, to wszystko idzie do kosza. Czy obecna infrastruktura należy do prywatnej osoby, czy jest własnością Sarmacji jako takiej, a zarządza nią NIA, jako abstrakcyjny organ o niestałym składzie? Czy nowy system nie powinien być ubezpieczony i budowany w ten sposób, żeby w razie gdyby autorowi potknęła się noga, Sarmacja powinna przejąć dalsze prace i nie pozwalać na śmierć? Bo na to właśnie zwracam uwagę.
I podobnie z szantażem — piszecie, że potrzebujecie stanowiska ksiażęcego żeby zrobić system. Ja udowadniam, żę to bez różnicy, bo nie trzeba być Księciem żeby go wprowadzić. Stąd moje pytanie, które będę drążył — jeżeli zostałbym księciem, dał wolną rękę i zapewnił że nowy system zostanie wprowadzony bez problemów, napiszecie go czy nie? Jeżeli tak, to super. Jeżeli nie chcecie odpowiedzieć, to nie dziwcie się że mam podejrzenia, że to jedynie zagrywka polityczna. "Gdyby Pan tego nie napisał, ja bym tego nie skomentował. To prosty mechanizm."
Mówicie że jak nie ma kim robić to niestety, trzeba zakasać rękawy i do dzieła więc pytam, czy to jest aktualne tylko jeżeli zostaniecie księciem, czy potem już pójdzie do kosza.
A reszta systemów nie powstała tylko dlatego, że robiła je jedna osoba. I dlatego moje propozycje, które mają zapewnić ciągłość prac.
Nie tronu, a systemu ;) Pytam więc po raz wtóry — jeżeli przegracie, zrobicie system czy nie?
Dwa - kto lepiej skoordynuje prace kreślone na lata do przodu? Kanclerz, których w ciągu 2 lat jest ze 7, czy ksiażę, gdzie jest ich dwóch?
Gdzie tam niby jakieś sprzeczne wnioski, bo nie widzę ;)
Rozumiem więc, że nie doceniacie moich starań i chęci?
Napisałem, że nie ma Pan pojęcia jedynie w odpowiedzi na Pańskie wywody na temat projektowania systemów. Tylko i wyłącznie.
Wcześniej - przedstawiłem wyraźnie swój program. Przedstawiłem jego założenia oraz sposoby, w jakie chciałbym je realizować.
Pan naprawdę tego nie rozumie, czy Pan doskonale rozumie, tylko odwraca kota ogonem licząc na to, że elektorzy to durnie?
Już rozumiecie, czemu o tym pisałem kiedy pocięliście moje słowa?
Pragnę też zauważyć, że nie pracowałem w tajemnicy, tylko konsultowałem wstępną wersję najpierw w mniejszym gronie, później publicznie. Oczywiście ogólna diagnoza (czyli dwie osoby przestały to ogarniać = projekt zamrożony) jest słuszna, niemniej chciałem uściślić powyższe kwestie ;)
Dlatego proponuję bardziej zrównoważony model. Sarmacja jako system nie należy do konkretnej osoby. Zajmuje się nim NIA. Jeżeli Radcy nie będą mogli dalej się nim zajmować, z róznych powodów, zawsze można powołać innych. Można skład zmniejszać, zwiększać i tak dalej. Projekt jest "nas wszystkich". I zwyczajnie uważam, że fajnie byłoby mieć podobne podejście do innych ficzerów w KS. Nie spawajmy wszystkiego pod konkretne osoby, ale starajmy się pracować jako jeden organizm.
Reszta to jakieś ogólniki bez konkretów, do których ciężko się ustosunkować.
Ponadto jeśli piszę tak trudnym językiem to proszę mi wybaczyć.
Początkowa wypowiedź o tym iż Książę jak rozumiem " urząd jest pozbawionych
konkretnych kompetencji" świadczy że odbieranie jednego z niewielu kompetencji to wzmocnienie tak?
Może WKW to wyjaśnić bo to ni kupy ni du.. się nie trzyma.
Ale to drżenie, gdy ktoś przedstawił program i lepszy i z konkretami, jest - przyznaję - satysfakcjonujące. I już pobudziło aktywność.
Dwa, proszę sobie uświadomić, że moja ustawa… uzyskała poparcie Narodu w referendum. Jeżeli więc stawiacie mi to jako zarzut i uznajecie że postępuję głupio, no to co Pan powie temu Narodowi? Co Pan powie dwóm książętom Sarmacji (w tym pierwszemu, czyli założycielowi KS), którzy poparli mój pomysł?
Czy ja gdzieś pisałem że wzmacniam rolę księcia albo że jego ograniczona rola mi nie pasuje? Albo gdzieś wykręcam się, że nie ograniczam jego roli. Proszę przewinąć sobie komentarze do góry i przeczytać ten piąty w kolejności, gdzie wprost to przyznaję.
Parafrazując, jeśli piszę tak trudnym językiem to proszę mi wybaczyć. Oraz proszę wyjaśnić zarzut, bo to ni kupy ni du.. się nie trzyma.
Po drugie Naród wybrał ale nie pisał tej ustawy, a to chyba różnica. Trudno nie wspomnieć że Sejm odrzucił dla ścisłości. Natomiast ten kto poparł miał do tego prawo i z tym nie polemizuje. Po to jest referendum.
Czyli WKW chce jakiej roli księcia? Byt urzędu tylko na papierku?
I proponuję przestać se słowem zarzut bo zarzutofobi WKW się nam nabawi a tego bym nie chciał. Proszę wreszcie przyjąć że to moja krytyka pomysłów przedstawionego programu a przynajmniej jej części. Jak WKW zrobi referendum z pytaniem czy Książę ma być tylko na papierku, a Naród powie Tak to wtedy swoje wypowiedzi odwołam i będę za programem i wyborem WKW.
Ale powyżej napisałem i temat kończę w tym mojej krytycznej opinii.
Nie rozumiecie tego, że to nie jest kampania do Sejmu, więc nawet jeżeli ktokolwiek obieca silne uprawnienia księcia, to nic nie zrobi bez zgody wyrażonej w referendum. Inaczej konstytucji się zmienić nie da.
Naprawdę, kuriozum dla mnie jest stawianie zarzutów, że działam w zgodzie z większością ludzi. Przecież idealny książę powinien zmieniać swoje uprawnienia wbrew woli narodu, tak?