Czym jest mikronacja? Czym powinna być mikronacja? Odpowiedzi na te pytania będzie tyle ile jest osób, które w tę niszową rozrywkę się angażują. Pojęcie, i podejście do, mikronacji ewoluowało przez minione dwie dekady. Niegdyś, niektórzy rzekliby, że u zarania dziejów, funkcjonowała "doktryna micronation" a w kontrze do niej pojawiła się "doktryna mikronacji". Pierwsza stanowiła przeniesienie na grunt polskiego internetu podejścia zachodnich mikronacji, druga była odpowiedzią Księstwa Sarmacji na dynamikę procesów zachodzących w sieci, i możliwości jakie się wraz z nią pojawiały. Spór między ideami rozpalał nas, byliśmy prekursorami, byliśmy innowacyjni. Systemu gospodarczego nikt wtedy nie miał, poza Sarmacją. To właśnie on, w połączeniu z rozwojem kanałów komunikacji, legł u podstaw kontrdoktryny, która powstała w Grodzisku.
Bunkrów nie ma, ale i tak jest zajebiście...
Od tych czasów minęły mikronacyjne eony. Owszem, "doktryna mikronacji" zwyciężyła, pokazała, że "doktryna micronation" to przeżytek, który nie przetrwał próby czasu, ale trudno mówić, by dziś była to idea innowacyjna i wnosząca powiew świeżości w naszej zabawie. Systemu gospodarczego nie ma dziś żadne państwo wirtualnego świata, nawet my. Stał się on niczym święty Graal młodszych, i starszych, mikronautów. Ale też coraz mniej osób w niego wierzy. Nowe państwa powstają już bez nawet zająknięcia się o potrzebie istnienia SG, stare państwa wydają się być zadowolone z obecnego stanu rzeczy i ich celem stało się indukowanie aktywności na forach dyskusyjnych. Zapanowało coś na kształt błogości i posiadówki na wiosennej trawie przy grillu, gdzie dominuje świergot ptaków i zimny browar w dłoni.
Zapomnieliśmy się.
Nie jest to felieton o tym, że musimy robić System Gospodarczy. Być może nie musimy. Być może powinniśmy szukać nowego rozwiązania, na miarę końca drugiej dekady XXI wieku. Z drugiej jednak strony wystarczy popytać dookoła - co nas tu trzyma. Ile osób odpowie, że symulacja: a) państwa, b) ligi piłkarskiej, c) systemu sprawiedliwości. Ilu z nas interesuje a) polityka, b) sport, c) prawo. Czy w tych materiach mamy coś nowego do wymyślenia? Dziś mielimy prawo na lewo i prawo. Taka zmiana, potem zmiana zmiany, nowy akt, nowelizacja, itd. Wciąż i wciąż w tym samym temacie, wciąż i wciąż w ten sam sposób. Procesy sądowe i analizy prawne wloką się tak samo długo jak w realnym świecie. Sport w wirtualnym świecie to klikanie w symulator, a jedynym, który daje nam jakieś emocje jest ten, który od nas, od mikronacji, w ogóle nie jest zależny i równie dobrze mógłby funkcjonować bez nich. One go, w naszych oczach, uatrakcyjniają bo dodają narracyjnej otoczki... która nawet w najlepszej lidze wirtualnego świata nijak nie przekłada się na emocje widoczne w głównych kanałach aktywności. Można takie uwagi mnożyć.
Zgnuśnieliśmy.
Czy to, że człowiek popełnia błędy dyskwalifikuje go w stosunku do możliwości prowadzenia analizy i oceny sytuacji z jaką ma do czynienia na co dzień? Czy to, że ktoś popełnił czyn zakazany dwa lata temu dyskwalifikuje go z działań przyszłych? Czy możemy odmówić mu prawa do pokuty? Czy stać nas na to, by taką osobę poddawać ostracyzmowi? Czy nie lepiej jest otworzyć przed nią drzwi, swoje poza nimi wysłużył, i dać nową szansę? Musimy pamiętać, brandzlować się tą pamięcią i od razu zakładać najgorsze?
Krzywdzimy się.
Problemem mikronacji, nie tylko Sarmacji, ale też Sarmacji, jest to, że nie mamy pomysłów. Siedzimy, pijemy browar, trollujemy się nawzajem i w tym nie różnimy się niczym od tego co robią anonimowo "komentatorzy onetu". Nie mamy nic do zaoferowania. Nie mamy nic do osiągnięcia. Nie mamy czym się chwalić. Mamy jedynie wspomnienie swej wielkości, poczucie przeszłej chwały i ducha kreatywności, który nas dekadę, półtorej dekady, temu prowadził. Żyjemy przeszłością, w przyszłość nie umiejąc patrzeć.
Oślepliśmy.
Nie widzimy potrzeb nowych mieszkańców. Avistack czy Cezar końca drugiej dekady XXI wieku będzie zupełnie inną osobą niż Avistack czy Cezar sprzed piętnastu lat. Nie umiemy z młodymi współpracować — dominuje przekonanie, że Ci powinni być perfekcyjni, nie mogą krzywo rysować, projektować brzydkich stron, pisać z błędami. Odmawiamy im prawa do pomyłek i tym samym nauki. A nie każdy z nas był takim perfekcjonistą jakim wydaje się nam, że dziś jest, kiedy lata temu przygodę z mikronacjami zaczynał. Zapomniał wół jak cielęciem był. Mądrość ludowa zawsze w cenie.
Zaoraliśmy się.
Zapomnieliśmy o tym co nas tu sprowadziło. Co sprawiło, że tu zostaliśmy, co dawało nam frajdę i chęć dalszej zabawy. Dziś mamy sytuację, gdy młodzi mieszkańcy odbijają się od ściany, która stoi zaraz za drzwiami. Powitamy ich, powiemy by zamieszkali tu i tam, czasem napiszemy do nich na priv by zaciągnęli się do KSZ. Ilu z nas zadaje sobie trud by młodego podpytać co potrzebuje? Ilu zadaje sobie trud by samemu z siebie odezwać się zapytać czy się podoba, co wyjaśnić? Ilu? Bo ja nie. Wy też nie. Pewnie są wyjątki, ale te podkreślają regułę. Zaoraliśmy się sami przejmując się hiperpoprawnością społeczną, kulturową, jakościową czy polityczną. Nie ma idei, nie ma problemów, ma być gładko, równo, wszyscy tak samo. I ma być to najwyższej próby.
W pewnym momencie jednak i my dochodzimy do ściany. Nie udawajmy więcej, że jest cudownie. Mógłbym cytować swoich licznych rozmówców o tym, jacy jesteśmy, jak nie tworzymy nic nowego, jak nie możemy na siebie liczyć, jak staliśmy się sobie obcy, znacznie bardziej niż niegdyś, jak przestaliśmy sobie ufać, jak organy powołane do budowy Państwa tego nie robią. Tylko po co? Wszyscy o tym wiedzą. W zbyt wielu rozmowach to się powtarza. Wiemy to, i mamy to serdecznie w dupie. Skąd taki wniosek? Bo nie zmieniamy tego. Co z tego, że o tym powiemy? Co z tego, że zdajemy sobie z tego sprawę? Co z tego skoro nic z tym nie robimy? Mamy to gdzieś i tkwimy w tym co jest. Na trawie, przy grillu, z browarem. Niech inni robią, my się już narobiliśmy. Ale niech robią tak jak my chcemy, nie tak jak oni chcą. Bo to nasz kraj, a oni są młodzi. Obłęd! Fatalne podejście. Krótkowzroczność.
Nie piszcie w komentarzach, że "kto to mówi", że mam swój udział, że robiłem źle, popełniałem błędy. Nic nowego. Popełniałem i z radością popełnię je znów. Bo to znak, że coś robię. Ale każdy z nas ma w tym swój udział, każdy z nas popełniał błędy. Nie ma wśród nas nieskażonych i świętych postaci. Ale ja mam to w dupie. Mam to za nic. Dlatego, że rozpamiętywanie moich i Waszych win nic nam nie da. Nic nam nie przyniesie. Niczego nie zmieni.
Zaorajmy to co mamy. Zróbmy twardy reset. Zacznijmy od nowa. Odwieśmy na kołek stare skóry. Do albumów schowajmy nasze certyfikaty i akty powołania. Zacznijmy od nowa. To zweryfikuje czy nam się chce na prawdę, czy mamy po co to robić, czy jest dla kogo. To pokaże komu jeszcze choć trochę zależy, kto jest gotowy. Zróbmy przepad, wszystkiego. Zróbmy orkę tego ugoru i zasiejmy na nowo. Nawieźmy świeżej ziemi. Przestańmy się brandzlować tytułami, wsiami, orderami, od których ciężaru nie mamy siły robić nic nowego. Skasujmy liczniki, zburzmy drewniane domy, przebijmy szklane sufity. Zacznijmy od nowa, od stawiania na silnych fundamentach.
Od zera. Zróbmy Sarmację 2.0. Na nowo.
Bo dla mnie ten artykuł to zbiór truizmów i pięknych idei, ale po pierwsze, już wielokrotnie podnoszonych, po drugie, nie widzę żadnego remedium w przepadzie wszystkiego. Choć oczywiście jeśli KS zniknie, to wraz z nim też problemy, więc może to jakiś sposób.
a generalnie na chwilę obecną każda idea i próby jej wdrożenia nas uatrakcyjnią, bośmy szczeźli.
@piwniczak ojcze marszałku, myślę że nie chodzi tu o kasowanie kodu.
Brakuje tu recepty? Nie brakuje. Ona jest, ale jest drastyczna. Mówi o resecie tytułów, prawa, ustroju, tożsamości. O resecie państwa. I odnowie państwa na bazie systemów, które są, bez tego nawisu z przeszłości. Nie musi się podobać. Po prostu ja dziś czuję właśnie tak. Czy do tego ruchu nawołuję? Nie. Wyrażam głośno w nadziei, że wykluje się z tego rozmowa. Jedna się wykluła, ciekawa, na privie. Tu zaś jest jojczenie. Twoje Remigiuszu, że ojej ojej co to za gówniany artykuł, który nic nie zmienia. O ile Twój głos szanuję, tak on po prostu doskonale się wpisuje w to co napisałem.
Co się tyczy diagnozy z artykułu kolejnego, który popełnił młody mieszkaniec - o to chodzi. Niech pisze, niech forsuje. Ma złe doświadczenia, spowodowały one jego odejście, teraz wrócił. Kibicuję i wspieram, jak mogę. Rozmawiam i pomagam. Jak mogę. Taka moja rola dziś. Nie ma sensu bym proponował rozwiązania, które zostaną odebrane negatywnie tylko dlatego, że autorem i ogłaszającym jestem ja :) Więc nie miej mi za złe. Po prostu.
Co do pytania gdzie felietony, proszę bardzo - artykuł, wątek, już dość nieświeży, ale jednak, a tu rozmowa już całkiem świeża. Pewnie można by znaleźć więcej, ale to taka mała próbka. Oczywiście wszystko to są ważne i mądre głosy, i nazywanie ich przeze mnie "jojczeniem" jest czynem godnym profana niemniej przyznaję sobie prawo do odczuwaniem lekkiej irytacji czytaniem tekstów o umieraniu mikronacji, gdy mi się zdaje, że chyba jednak jeszcze żyję.
Ale oczywiście nie mam monopolu na rację i powyższe moje komentarze również można z pełną słusznością nazwać jojczeniem, w związku z czym proszę się zbytnio nie przejmować ;D
Nie chce się nam (poza kilkoma wyjątkami) i prawda jest taka, że już się nam nie zachce (w każdym razie większości z nas - tej starszej). Tak mi się w każdym razie wydaje. Dla mnie, osobiście, Sarmacja, poza X11, jest po prostu nudna i nie wiem czym by się musiała stać i jakie funkcjonalności proponować żeby znowu chciałoby mi się być systematycznie aktywnym i twórczym. Po prostu dorosłem i nie bawi mnie już ani prowadzenie rozmów o dupie Maryni, ani bawienie się w polityka, ani w separatyzm teutoński, ani Trybunał (bo o ile każdą sprawę jestem w stanie rozsądzić w 24h, o tyle na myśl o konieczności pisania uzasadnienia, całkowicie mi się odechciewa).
Dodatkowo, przez wzgląd na to, jak dużo czasu pożera jakakolwiek poważniejsza aktywność związana z Sarmacją, każde bardziej konkretne zaangażowanie kojarzy mi się z nolifeizmem level hard, czyli po prostu źle. Zamiast bawić się na poważnie w KSy ('na poważnie' czyli wszystko ponad zalogowanie się do systemu i napisanie komentarza raz na jakis czas) wolę pooglądać serial na netflixie, poczytać, popatrzyć na cycki celebrytek na pudlu, wyjść na dwór, lub spotkać się ze znajomymi, albo cośtam cośtam.
Gra w Sarmację jest dla mnie średnio atrakcyjna. Mało akcji, niewciągająca fabuła, mało graczy, ubogi świat, mało opcji do wyboru. Żeby nie było wątpliwości - zdaje sobie sprawę, że problem leży we mnie i tylko we mnie. Natomiast jestem pewny, że osób które myślą tak jak ja, którym się generalnie znudziło jest więcej. Na to niestety nie pomoże ani przepad, ani reset. Niestety, nie ma recepty na dorosłość.
Bo to jest jojczenie starych nad tym, że kiedyś było fajniej. Było fajniej bo byliśmy młodsi i życie (poza niektórymi uciechami, do których obecnie mamy dostęp a kiedyś nie) było fajniejsze i łatwiejsze. Młodsi muszą to po prostu zaakceptować, tak jak trzeba zaakceptować gderanie staruchów siedzących na ławce w parku, patrzących tęsknie na długonogie krótkie spódniczki z kształtnymi pośladkami i pierdzielących o tym, że teraz to młodzież bezwstydnie się nosi (mimo, że wcale nie chodzi o to jak się nosi, a o to, że żal im dupę ściska, że jeszcze by chcieli a nie mogą). Tak po prostu jest.
Na pewno obecnie jest inaczej niż było kiedyś. Dla mnie gorzej, ale dla większości być może lepiej (a może w ogóle większość powie, że nic się nie zmieniło, kto wie). Nie chce mi się pisać czemu uważam, że jest gorzej, bo to jest temat wałkowany miliony razy (na co zresztą Prześwietny Pan Lwowski zwracał uwagę). Dosyć powiedzieć, że dynamika życia w Sarmacji jest generalnie słaba. Są oczywiście wyjątki, jakieś gównoburze i aktywność napędzana trollingiem czy hejtem, ale ogóle - w mojej ocenie - jest pod tym względem cienko.
Jednocześnie, tym co różni mnie od autora felietonu, czy choćby diuka Leszczyńskiego to to, że ja nie łudzę się, że można zrobić cokolwiek by było inaczej. Nie wierzę w żadne zrywy, odnowy, nowe fale itd. Jest jak jest, lepiej nie będzie - deal with it. Natomiast, jojczenia nam nie zabierzecie :)
Przepad już był.
Lepiej wszystko zaorać i zapomnieć, a jak nawet ktoś się upomni, zawsze można powiedzieć "przecież zaczynamy od nowa" ;)
Być może się mylę, wszak wolno mi mieć własne przemyślenia.
from Teutonia with love :*
V.
Teraz natomiast pozwolę sobie przekazać myśl, która pojawiła się u mnie w czasie lektury artykułu i tej quasi debaty — za skrajnie szkodliwe uważam podejście klasy "jest źle, jest marazm, trzeba zaorać wszystko". Do tego prezentowane przez monarchę. W miejscu publicznym.
Powinno się raczej zacząć od tego, co jest dobre i przede wszystkim to rozwinąć, bo da wymierne efekty praktycznie od razu, a do tego powoli uzupełniając braki i naprawiając wadliwe elementy, bo wywalając całość zostajemy z niczym. Dodatkowo — prezentowana tu (i nie tylko) negatywna retoryka przynosi ZAWSZE skutki przeciwne do zamierzonych. Od samego czytania się odechciewa, bo jak działać, gdy tak marnym jest to mikropaństwo i to, co tu powstaje, że jeno wapno i lemiesz może je uzdrowić.
Zero pomyślunku pod kątem efektu psychologicznego. Tu nie chodzi o zaklinanie rzeczywistości, bo tak, mamy spore braki, ale trzeba sobie zdać sprawę jak taka postawa, prezentacja stanowiska, oddziałuje na innych. Zwłaszcza tych, którzy jeszcze cokolwiek robią.
Ja jeszcze coś robię i tak, szczerze mi się odechciało.
A co do popełniania błędów — nie chodzi o to, żeby ich nie popełniać, ale o to, żeby się na nich uczyć i popełniać nowe, wynikające z nowych działań, a nie w kółko te same. Trzeba się rozwijać.
Jak tak to czytam wszystko, to tu chyba grupowa terapia xanaxem jest potrzebna. W czopkach.
Gdy od monarchy v-kraju, w którym istnieje Teutonia słyszę „ej, weźmy zaorajmy to wszystko” – pierwsza myśl jaka się nasuwa „najpierw zaoraj się sam”. Domyślam się, że w przyszłości będzie to tłumaczone formą dziennikarską, czy czymś podobnie bzdurnym. Nie. To wyraz słabości, Waszsej niemocy.
W obecnej chwili życia nie mam czasu na wypowiadanie się szerzej. Ale jest mi zwyczajnie przykro.
Zasadnicze pytanie kto w ciąg dwóch lat dążył do perfekcjonizmu w sferze publicznej. Kto rzucał przysłowiowymi kamieniami, a teraz umywa ręce jakoby Poncjusz Piłat. Budując w tamtym okresie na tym swój wizerunek i kapitał polityczny? Przy okazji robiąc wiele dobrych rzeczy dla KS, jak i tych złych. Nie podoba mi się trendd realtywizacji, nie podoba mi się to! Taka ma opinia.
Tak każdy ma prawo do pokuty, resocjalizacji, do błędów które uczą - jednak tak naprawdę człowieka poznaje się po czynach. Natomiast słowo jest honorem każdego człowieka, bo albo się jest uczciwym, bądź nie jest - to proste jak kilo gwoździ , czy też jest białe bądź czarne, oczywiste oczywistości ktoś mi kiedyś powiedział z budowy.
Artykuł lajkuje, ale nie dlatego że się z nim zgadzam, lecz przez to że jest wyrazem aktywności, pewnymi przemyśleniami.
Lecz powtarzam kolejny raz – Książę dziennikarzem nie jest. Książę jest Monarchą. Za Konstytucją „Książę jest głową Państwa oraz symbolem jedności Narodu”. Gdy od Księcia Sarmacji słyszę „a weźmy zaorajmy to wszystko”… Po prostu nie. To szkodzi wizerunkowi Dworu. To szkodzi wizerunkowi Sarmacji. A jakimś stopniu – jak słusznie Diuk Czuguł–Chan zauważył – pogarsza morale.
Jestem ostatnim, który twierdzi, że wszystko co się dzieje w relacji obywatele–Ksiażę jest w porządku. W czasie, gdy sprawowałem funkcję Regenta prowadziłem nieco rozmów, także z Księciem, ukazując problemy jakie zauważam, sposoby i możliwości ich rozwiązywania. Tymczasem… No właśnie.
Wchodząc na Sarmację mamy okazję przeczytać ten artykuł… Który nigdy nie powinien był powstać. Wielokrotnie mówiłem, iż szacunek do tronu i Księcia nie istnieje ot tak – jest on wynikiem działań, rytuałów, symboli. A ten artykuł zwyczajnie szkodzi.
I tak jak mówię – jest mi zwyczajnie niezwykle przykro. Niezwykle przykro, że w 2016 roku, Książę Sarmacji napisał artykuł o takim wydźwięku.
Pod tymi słowami też się podpisuje, bo jak dobremu lekarzowi winno by nie szkodzić naszemu zdrowiu tylko pomagać w jego utrzymaniu w dobrej kondycji przy każdej ingerencji w nasz organizm to Księciu winno zależeć na jedności w Sarmacji, a nie jak w Baridasie w drugą stronę. A teraz niby przepad? Rączki opadły? Głos ludu nie docierał? Przecież można było inaczej, ale widocznie się nie chciało :(