Zamiast wyjść naprzeciw fundamentalnym wyzwaniom stojącym przed całym mikroświatem, nasi politycy proponują zmiany konstytucji czy sposobu funkcjonowania sejmu. Proponują rozwiązywanie abstrakcyjnych problemów, gdy mierzymy się z problemem realnym. Jak długo będziemy tasować karty? Aż zabraknie graczy?
Dobiegająca końca kampania elekcyjna iskrzyła się niczem cekiny na kiecce Rihanny Sedrowskiej podczas rautu w redakcji „Tygodnika Wszetecznego”. Był wysyp kandydatów i marazm przekuty w orgazm. Był kandydat happener, który przerażony możliwością jeśli nie zwycięstwa, to wpływu na ostateczny wynik, swój happening przedwcześnie zakończył. Była tradycyjna już przepychanka o obywatelstwa i aktywność, która zostawiła metaliczny niesmak w ustach, podsycając i tak już płonące konflikty w naszej małej społeczności.
Kogo wybieramy
Wszystko to jednak furda przy problemie fundamentalnym. Jakim? Najwyraźniej zapomnieliśmy kogo, a raczej co przychodzi nam wybierać.
Zrobiliśmy sobie bowiem fantastyczne wybory na kanclerza. Jest mnóstwo kandydatów, sondaże, wywiady, programy, wodotryski, po prostu Fully Automated Luxury Imperial Space Sarmacja. W tym wszystkim zabrakło jednak jakiejkolwiek spójnej idei wykraczającej poza bieżące administrowanie państwem. Jakiejkolwiek głębszej refleksji na temat kondycji i perspektyw nie tylko Sarmacji, ale, na diuków, jesteśmy imperium!, całego mikroświata. Kampania upłynęła pod znakiem zrozumiałego, bo przecież kandydaci walczą o szerokie spektrum głosów, ale jednak nieprzystającego do dzisiejszych wyzwań zestawu banałów.
Jakie to wyzwania? Zacznijmy od początku.
Narkotyczna symulacja
Mikronacje to przede wszystkim symulacja państwa. Wybraliśmy sobie ustrój, rozrysowaliśmy mapki, porobiliśmy strony, ustaliliśmy strefy klimatyczne, wszystko opisują dziennikarze, wokół tańczy korowód artystów, sportowców i biznesmenów, jeśli akurat działa któryś z dziesiątków stworzonych przez nas protosystemów gospodarczych. Wszyscy co kilka miesięcy wybieramy władze, które generują abstrakcyjne problemy, a następnie próbują je rozwiązać, po drodze generując jeszcze więcej abstrakcyjnych problemów.
Tak się jednak w tym symulowaniu zapamiętaliśmy, że zapomnieliśmy o problemach, które nie są abstrakcyjne. Podobnie bowiem jak politycy w realu, także nasi politycy walcząc o głosy wychodzą z jednego założenia: za 50 lat świat będzie istnieć. A tymczasem nie. Nie będzie. Nawet za pięć lat nie musi.
Nie przespać zmiany
Sarmacja nie jest zwykłym państwem. Nie jest nawet symulacją państwa. Jest projektem. A projekt może upaść, może zostać zarzucony, może się nie powieść. W korowodzie zabawy w mikronacje zdajemy się zapominać, że mikroświat to tylko kreowany przez nas twór, że to pewne przedsięwzięcie. A co zrobiliśmy, by mikronacje istniały za pięć, dziesięć czy piętnaście lat?
Sarmacja powstała w 2002 roku. Sam w domu nie miałem jeszcze internetu, a jeśli dobrze pamiętam, wielu z was łączyło się z nim wówczas śmiesznie buczącym modemem. Najpopularniejszą wyszukiwarką był Internet Explorer, w sieci spędzaliśmy średnio 46 minut dziennie, nie istniał nie tylko Facebook, ale nawet Grono.
Trochę się od tego czasu zmieniło, co? Przeżyliśmy kilka internetowych rewolucji, od web 2.0 po dzisiejszy boom na wideo i portale społecznościowe. A co jako mikroświat zrobiliśmy, by nadążyć za tymi zmianami? Co zrobiliśmy, by nie stać się kolejnym Kodakiem, Nokią albo Naszą Klasą?
Wielu z nas podskórnie czuje, że coś jest nie w porządku. Że tracimy pazur, że w dzisiejszym internecie przestajemy być seksowni. Że aktywność spada, jeśli nawet nie ilościowo, to jakościowo. Czasem nawet przed wyborami padają pomysły dotyczące promocji czy realowego zinstytucjonalizowania naszej działalności, zazwyczaj jednak na mało podatny grunt. O wiele lepiej sprzedają się pomysły rozwiązywania kolejnych abstrakcyjnych problemów. Czasem trzeba jednak wznieść się ponad poziom tradycyjnej zabawy, wskazać realne problemy i poszukać ich rozwiązań. Tym czasem jest właśnie elekcja książęca. A my nie potrzebujemy nowego księcia. Potrzebujemy nowej Sarmacji.
Nowe rozdanie
Sarmacja jest grą. Kilkanaście lat temu Ojcowie Założyciele przygotowali talię kart, położyli ją na stole i zaprosili do gry. Reguły są w miarę jasne, kart jest wystarczająco dużo, stół może nawet za szeroki. Co jakiś czas tasujemy karty i rozdajemy ponownie. To właśnie zmiany kluczowych ustaw, ordynacji czy konstytucji.
Przy stoliku zrobiło się jednak pustawo, a atmosfera w pokoju zatęchła. A my, zamiast wywietrzyć pomieszczenie, pomyśleć o zmianie zasad zabawy czy zaproszeniu nowych graczy, znów tasujemy karty.
Żebym był dobrze zrozumiały, powtórzę. Zamiast wyjść naprzeciw fundamentalnym wyzwaniom stojącym przed całym mikroświatem, nasi politycy proponują zmiany konstytucji czy sposobu funkcjonowania sejmu. Proponują rozwiązywanie abstrakcyjnych problemów, gdy mierzymy się z problemem realnym. Jak długo będziemy tasować karty? Aż zabraknie graczy?
Dlatego musimy zamknąć sesję gry i zebrać karty. Ustalić nowe reguły, przystające do dzisiejszych realiów. Tak jak czyniliśmy to wcześniej, choćby poprzez Złotą Wolność i inne systemy gospodarcze czy wprowadzenie elementów znanych z portali społecznościowych. Mamy za sobą podobne operacje, teraz potrzebujemy przeprowadzić gruntowny lifting. I rozpocząć nową sesję gry na nowych zasadach.
Musimy spojrzeć na Sarmację jako na projekt. Jaki jest nasz cel? Do kogo chcemy trafić? Jakie potrzeby zaspokajać, jakie pełnić funkcje? Do tego dobierzmy narzędzia. I wdrożmy je.
Więcej niż książę
To właśnie powinien zrobić nowy książę. Przestać zajmować się abstrakcyjnymi problemami. Zająć się kwestią najwyższej wagi, kwestią przetrwania mikroświata. A zadanie nie jest łatwe. Nasza mała społeczność podzielona jest absurdalnymi niesnaskami, które odbierają nam energię i czas. Nie szanujemy wysiłków jednostek, potrafimy stworzyć kilkanaście przyczynków do systemów gospodarczych dla prowincji, a nie jeden, spójny projekt na lata. Wreszcie, wyraźnie nie mamy pomysłu na samych siebie.
W tej elekcji wybieramy coś więcej niż księcia. Bo ten monarcha będzie gasił światło w pokoju zwanym mikroświatem. Pytanie, czy zapali je ponownie w wyremontowanym pomieszczeniu dla nowych graczy, czy może ostatni Sarmaci będą w nim siedzieć po ciemku, zmieniając konstytucje i ordynacje.
W tej elekcji wybieramy naszą przyszłość.
Problem w tym, że jednocześnie postulujemy nową Sarmację, a nie Księcia, a z drugiej strony skupiamy się na tym, jak przebiegała kampania książęca. A trzeba sobie uświadomić i konsekwentnie zmienić swoje spojrzenie na całokształt pracy wszystkich organów. Elekcja to tylko, ale i aż pierwszy krok. Po jego wykonaniu trzeba pójść dalej.
Sama elekcja książęca, choćby kandydat był najlepszy z możliwych Sarmatów (bez zawężania do obecnej listy), to zmiana marginalna przy ogromie pracy.
Obecne zasady po prostu nie dzialaja. I wybrac trzeba osobe, ktora to zrozumie. Sarmacja jako projekt potrzebuje swojego "WOW". Nie potrzeba projektantow nowego parlamentu czy orderow, tylko kogos, kto zaproponuje zupelnie nowa forme funkcjonowania panstwa, dostosowana do zmian w Internecie. Nie sadze zeby byli to w stanie zrobic ludzie, ktorych mindset jest trwale
I jesli mam byc szczery, to poki co tylko jeden z kandydatow chociaz sprobowal cokolwiek konkretnego zaproponowac. Pojawil sie projekt gry-systemu, projekt pewnie bedzie sie jakos rozwijal - to jest mniej wiecej kierunek, od ktorego nalezaloby zaczac.
Choc byloby cudownie, gdyby dalo sie wpasc na pomysl idacy jeszcze dalej.
@defloriusz i takie nowe WOW oferuję m.in ja. Bo spędzając w sieci sporo czasu o wiele lepiej rozumiem niektóre zachodzące w niej procesy, niż inni. Dlatego, że nigdy nie bałem się też podejmować decyzji czy stawiać z pozoru nierealizowalnych wizji. Udowadniałem nie raz, że jest mi to obce, że wolę postawić cel, wizję i uparcie dążyć do niej. Także właśnie zmieniając paradygmat, jak to określiłeś. Dotychczasowe działania toczyliśmy jednak w określonej sytuacji, na określonych zasadach, i zawsze gdzieś była ściana. Teraz, jeśli zostałbym Księciem, tę ścianę rozbiorę. Nie chodzi o zmiany dla zmian. Chodzi o stworzenie warunków do tego, by wydobyć z ludzi energię do działania, i dać im pole do samorealizacji choćby najbardziej szalonych idei. Jestem za tym mocno, tego potrzebujemy.
Ale... ekhm...
by nie stać się kolejnym Kodakiem, Nokią albo Naszą Klasą
Z całym szacunkiem Nokia ma się całkiem nieźle. Akcje co prawda regularnie obniżają lot to jeszcze walczy o swoje miejsce w 5G i przynajmniej płaci pensje regularnie :) Jak mniemam autor pije do branży telefonów komórkowych których pogrzebanie odbiło się szerokim echem.
nie wykluczam ze bedziesz w stanie zaoferowac, masz wiele kompetencji ktore sie przydadza, w ogole lista kandydatow jest bardzo dobra i prawie nie ma na niej osob ktore sie nie nadaja - natomiast ja w kampanii nie zauwazylem z waszej strony konkretow odnoszacych sie do tej zmiany paradygmatu wlasnie. Dlatego przyszlosci nie widze rozowej.
opisany przez autora -lifting koncepcji funkcjonowania państwa przeprowadzić. Być może weszliśmy już w stadium, gdzie żądanie radykalnych zmian jest ni mniej ni więcej, tylko takim bajaniem 80-latków, którzy przy kieliszku, zaraz po sprośnych żartach, zaczynają prześcigać się w pomysłach, co należy zrobić żeby żyło się lepiej i co to by oni nie zrobili, gdyby byli kilka lat młodsi.
Nie lubię narracji zero jedynkowej. W pierwszej kolejności trzeba by dojść do porozumienia czym na prawdę jest Księstwo i czego nie chcemy zgubić/stracić przez zmiany.
Jest też dla mnie jasne, że strefa niszy jest naszym miejscem. Nie będziemy dziesiątym fejsbukiem.
Ale też jest dla mnie jasne, że ważna jest świadomość potrzeby zmian. Tej świadomości będę jeszcze szukał w tekstach kampanijnych zanim podejmę decyzję co do mojego symbolicznego głosu :)
Miałem przyjemność przed startem w wyborach rozmawiać z P2G i jego ocena poświęcenia związanego z pisaniem Złotej Wolności w porównaniu do kosztów osobistych była delikatnie mówiąc "mało pozytywna".
Mierzi mnie nieco postawa, w której wszyscy wiemy, że kondycja Sarmacji słabnie, ale jednocześnie poza ogólną diagnozą nie pojawiają się koncepcje rozwojowe jakiekolwiek. I tu już nie chodzi o samych kandydatów w elekcji. Bo tak się składa, że większość z nas postuluje prace nad SG i przedstawia jego zarys.
Tu chodzi o ogół. Aż by się chciało napisać: wszyscy wiedzą, że robi się źle, wszyscy stawiają diagnozę, wszyscy nie szukają konkretnego rozwiązania i wszyscy radośnie trwają w status quo. Pisząc wszyscy mam namyśli całość jako społeczeństwo.
Żaden Kanclerz ani Książę sam nie da nam cudu nad Grodziskiem. Kanclerz czy Książę może co najwyżej prowadzić ogół we wspólnym dziele, tylko ogół musi chcieć czegoś więcej niż oczekiwania na zbawiciela.
@ZdrajcaNarodu w pełni się zgadzam. dlatego też piszę - nie księcia, a sarmacji. sam książę nic nie zmieni, to zadanie stojące przed nami wszystkimi [już tego wątku nie uwypuklałem dla zachowania choć minimum klarowności].
choć liczę, że główni kandydaci mają jakoś mniej lub bardziej wykrystalizowane "dwory" i ośrodki doradcze.
Rejtanów i innych mężów stanu,
co tylko w gębie mocy poważnej,
a od przeciągu dostają kataru.
Idei do garnka nie włożysz,
idea nie zrodzi dzieciaków,
Idea bez ciężkiej pracy,
Warta li funta kłaków.
"Zaszczepiam w sercach i czekam,
taka ma rola poważna",
a dla mnie imćpanie
wychodzisz z lekka na błazna.
Raz na kwartał ze sztandarem
na barykady wychodzi
ale potem gdzieś znika
bo świeże powietrze mu szkodzi.
A w święcie nie brałem udziału, bo chłopstwo znowu zatarasowało drogi traktorami w ramach kolejnego protestu.
Już teraz DSG pozwala ci dopisywać moduły i lepiej lub gorzej je integrować. Natomiast mityczność "przyszłego SG" powoduje, że tych projektów jest mniej niż by mogło być...
Tkwienie w pomyśle tworzenia Sarmacji 3.0 jako SG to jest właśnie siedzenie w pudełku i like'owanie własnych postów...
***
Sarmacja jest zbyt zróżnicowana by narzucać jedną narrację. Czy też by przebudować ją ot tak i jest to praca dla wszystkich. Stąd trzeba wyjść do innych mikronacji, ale też trzeba wyjść poza Sarmację. Pomyśleć kogo może interesować nasza nisza i zaprosić ich. I zapytać o opinię - to chyba lepsze niż skakanie z piwnicy na fb i z powrotem...
Nie należy więc się zmieniać w coś co istnieje, tylko iść swoją drogą. Ale nie należy ignorować kanałów, które mamy do dyspozycji.