Słowem wstępu
Wbrew początkowym znakom, które pojawiły się tu i ówdzie, coraz głośniej rezonować wydaje się poruszona przeze mnie dyskusja na temat sarmackiej Konstytucji, i tego czy powinna być ona zmieniana, a jeśli tak, to w jakim kierunku powinny zmiany zmierzać.
W pierwszym felietonie zapowiedziałem, że będę się starał poruszyć i przedstawić moje pomysły na poszczególne elementy, i tak też niniejszym czynię. Nie zamierzam przy tym nikogo deprecjonować, nikomu odmawiać prawa do nowych pomysłów, przedstawiania tychże, czy nawet krytyki innych, nie będę także innych wyzywał. Chcę rozmawiać.
Na tym etapie nie chcę odnosić się do idei, które już padły, a przynajmniej nie do wszystkich. Nie odpowiem na większość pytań, które w przestrzeni się pojawiły. To co poniżej przedstawiam to próba wstępnego zarysowania moich dzisiejszych wniosków i przekonań. Próba przedstawienia mojej wizji funkcjonowania Sarmacji. Nie ma tu ukrytego drugiego dna. Zgadzam się, że żadna zmiana nie jest lekarstwem na fatalną kondycję dzisiejszej Sarmacji. Wychodzę jednak z założenia, że każda zmiana winna wychodzić na przeciw konkretnym społecznym oczekiwaniom, tak by to właśnie społeczeństwo, ze zmian tych zadowolone, zmiany te konsumowało w ich duchu.
Jako, że wychodzi mi z tego tasiemiec, dziś część pierwsza. Kolejne trzy i podsumowanie w kolejnych dniach. Zapraszam.
_______________
Jaki ustrój władz centralnych?
Mówiąc o władzach centralnych mam na myśli Jego Książęcą Mość z Dworem, Parlament i Kanclerza z Rządem. Dziś stoimy przed kwestiami — 1) czy klasyczny trójpodział władzy ma w Sarmacji rację bytu? 2) czy dualizm władzy wykonawczej to specyfika, którą winniśmy utrzymać? 3) czy parlament w jakimkolwiek swoim wydaniu ma rację bytu? 4) jakie uprawnienia winny posiadać centralne ośrodki władzy w kraju?
Nie ma na te pytania prostych odpowiedzi, i w zasadzie do każdego z nich można dodać kolejne. Kwestia trójpodziału władzy wydaje się nam czymś co winno być pielęgnowane i utrzymywane. Wynika to głównie z faktu, że w takim systemie funkcjonuje większość realnych państw i jest to dla nas naturalny punkt wyjścia. Częstokroć projektując jakiekolwiek rozwiązania w tej sferze ignorujemy jeden niezwykle ważny aspekt — ilość uczestników zabawy. Słusznie na ten problem, nie tak dawno temu, zwrócił uwagę Kanclerz Sławetny Konrad Jakub Arped-Friedman. Z kluczową monteskiuszowską zasadą nieodzownie łączy się zasada niepołączalności sprawowanych urzędów (incompatibilitas). I o ile w zasadzie każdy z nas zgodzi się, że trójpodział władzy w Sarmacji funkcjonuje i winien funkcjonować dalej, tak prawdziwy problem to właśnie kwestia zdecydowania jakie funkcje mogą być łączone, a jakie nie.
W dzisiejszym ustroju elementem spajającym wszystkie trzy branże ustrojowe jest osoba Jego Książęcej Mości. Książę jest elementem władzy wykonawczej, jest członkiem Sejmu, jest też członkiem Trybunału Koronnego (o nim w kolejnej części). Należałoby się więc zastanowić, czy takie połączenie jest efektywne. Uważam, że nie jest. Jego Książęca Mość dysponując prerogatywami w zakresie ścieżki legislacyjnej i wyznaczania Marszałka-Seniora, mając swobodny dostęp do dyskusji w Sejmie się toczących ma wszystkie narzędzia, których dziś nie używa. Kiedy ostatni raz Jego Książęca Mość skierował do Sejmu poprawki do uchwalonej już ustawy? Wzmocnienie władzy książęcej nie musi oznaczać dawania Księciu kolejnych prerogatyw, ale stworzenie takiego modelu, w którym ze swoich osobistych uprawnień może korzystać. Dziś teoretycznie może, ale nie czyni tego (czy tylko dlatego, że głosuje w Sejmie jak każdy? to już osobna kwestia). Podobna sytuacja jest w zakresie sądownictwa. Książę posiada prawo abolicji, prawo łaski i prawo amnestii. Kiedy ostatni raz z nich skorzystał? Owszem, w Trybunale Koronnym Książę niejednokrotnie się wyłącza ze spraw, w których jego zdaniem, lub obiektywnie sądząc, nie powinien orzekać. Ale czy nie lepiej byłoby Księcia wzmocnić zaufaniem co do wykorzystywania przez niego jego prerogatyw a Trybunał Koronny pozostawić samemu sobie?
Uważam, że społeczeństwo sarmackie wcale nie stoi przed trudnym wyborem między słabym, a mocnym urzędem księcia. Uważam, że tron ma dziś wszelkie uprawnienia, które czynić go mogą silnym. To co go osłabia to rozmycie książęcej działalności na każdy aspekt ustrojowy, w dodatku okraszone faktycznym brakiem przepisów o nietykalności. Więc jeśli chcemy mocnego Księcia (a większość z nas chce, marginalna ilość głosów postuluje odwrotną sytuację) to być może powinniśmy po prostu pozwolić Księciu być księciem? Nie trzeba tu powracać do dekretów z mocą ustawy. Wystarczy to co jest, wzmocnione nutą zaufania, że osoba, którą sami wybraliśmy (nawet jeśli nie jednomyślnie), wie co robi, i Sarmacji nie skrzywdzi. Przestańmy rozmywać rolę księcia.
Jestem przekonany, że jedyną branżą ustrojową, która winna podlegać zasadom incompatibilitas jest wymiar sprawiedliwości. Judykatywa w Sarmacji (szeroko rozumiana) jest chyba najbardziej wrażliwą ze wszystkich gałęzi władzy w naszym kraju. Zarówno Prefektura Generalna, jak i Trybunał Koronny, winny, bez najmniejszej wątpliwości, być wolne od politycznych nacisków i gierek. Społeczeństwo musi mieć zaufanie do sędziów i prokuratorów, którzy w ich imieniu działają i osądzają spory, naruszenie prawa, prawa stanowione, czy decyzje podejmowane przez inne elementy państwowej układanki. Więcej o ustroju sądu i prefektury napiszę w kolejnej części.
Zupełnie osobnym problemem jest kwestia dualizmu władzy wykonawczej. Z jednej strony mamy silnego jak nigdy dotąd Kanclerza z Rządem, z drugiej zaś Księcia z Dworem. Dualizm objawia się w dwóch aspektach. Jeden to scedowanie na urząd książęcy odpowiedzialności za politykę zagraniczną, drugi to przyjęta zasada, iż Kanclerz stale informuje Księcia o podejmowanych działaniach i inicjatywach (oczywiście nie jest ten zwyczaj zawsze przestrzegany, czasem Książę tego oczekuje, czasem nie). Pierwszy aspekt jest obecny w sarmackiej polityce od dawna, wcześniej objawiał się tym, że polityk zagraniczna była przez Jego Książęcą Mość koordynowana, zaś MSZ był powoływany po uzgodnieniu tej osoby z JKM. Drugi aspekt jest tu mało istotny. Należy się więc zastanowić, czy taka relacja między Księciem a Rządem jest słuszna, i czy nie powinno być tak, że całość polityki kraju kształtowana jest przez Kanclerza i Radę Ministrów, nie przez Księcia i Kanclerza pospołu? Czy nie byłoby lepszym rozwiązaniem (także dla jakości całej zabawy) gdyby Książę ograniczał się (ale czy to faktycznie ograniczenie?) do "szachowania" Kanclerza i Rady Ministrów możliwością veta (czy odesłania do poprawy) ich pomysłów? Oczywiście nie oznacza to wyeliminowania Księcia z procesu decyzyjnego. Wręcz przeciwnie. Książę stawiałby kropkę nad i.
Kolejną kwestią jest nasz niesławny ostatnio parlament. Sejm, czy Sejm Wielki, pokazał, że mieszkańcy Sarmacji generalnie nie chcą się bawić w stanowienie prawa. Powiedziano na ten temat już wiele — że nie umiemy korzystać z tego co mamy; że wolimy łatać stare, niż tworzyć nowe; że polityka jest nudna, i nie ma o co się spierać/dyskutować. To wszystko prawda. Dlatego, mimo, że kibicuję pomysłowi zarysowanemu przez Kanclerza Sławetnego Konrada Jakuba Arpeda-Friedmana, mam też wielkie obawy, czy kolejna próba zmiany Sejmu sprawi, że nagle większość będzie większością, a opozycja nauczy się być opozycją. Że korzystanie z praw jakie obie te grupy mają nie skończy się jak zwykle, i w praktyce kolejny pomysł umrze śmiercią naturalną. Mówiąc szczerze dziś niezbędności systemu parlamentarnego nie widzę żadnego. W debatach w Sejmie i tak brać udział może każdy, a potem decyzje i tak podejmuje grono szesnastu (czy sześciu, siedmiu, dziewięciu, itd.) maszynek do głosowania, z których akurat głos w debacie zabrała może jedna osoba. Dziś pojawił się głos na temat wzmocnienia Sejmu i Marszałka Sejmu — stawiam więc pytanie jak, i co to da? Dzisiejsi posłowie mają bardzo duże możliwości i uprawnienia. Nie korzystają z nich! Co zmieni wzmacnianie (i niby jak je wzmocnić) uprawnień posłanek i posłów? Dlatego, trochę przewrotnie, dlaczego nie referenda jak w Szwajcarii? Albo jeszcze inaczej — Sejm złożony z nominowanych w samorządach (jak, to kwestia samych samorządów) posłów, którzy zajmowaliby się tworzeniem prawa federalnego, nadzorem nad rządem federalnym, akceptacją umów międzynarodowych. Taki sejm mógłby być zwoływany ad hoc. To pomysł. Nie recepta.
Kończąc tę część chcę płynnie przejść do kolejnej — ustroju samorządów. Przedstawię ją już jutro. Dziś powiem tyle — od modelu federacyjnego wydaje się, że nie mamy ucieczki. Gotów jestem poprzeć rozsądny kompromis, który model taki wprowadza i uprawomocnia. W kolejnej części napiszę o tym więcej.
Co ma wnieść pana komentarz?
Uważam, że akurat pozycja ustrojowa Księcia jest dość dobra i jako taka, nie potrzebuje zmiany. Część wskazywanych problemów będzie rozwiązywana w sposób nieco odmienny niż sugestie w artykule. Chociażby sprawa Trybunału Koronnego.
Jak zapowiedziałem w expose, a potwierdziłem ostatnim artykułem, zaproponuję wymóg powoływania Marszałka Trybunału przez Księcia, każdorazowo w przypadku wakatu na stanowisku.
Dlaczego uważam za obecny stan rzeczy za optymalny, niestety teraz nie napiszę, ale przy okazji niektórych zmian jakie zaproponuję w Sejmie, będzie okazja do uzasadnienia niektórych części.
Chciałbym natomiast wyrazić zdumienie, że hasło forsowane przez autora tj. "Ufamy ci książę!" czy wszelkie idee monarchofaszyzmu, w tym postulat "Silny Książę" tak prędko straciły na ważności i zostały po cichu wyrzucone do kosza.
Skąd ta nagła zmiana?
I informuję — podobnie jak nie wdawałem się w dyskusje na temat osobistych wycieczek jakie poczynił wobec mnie wcześniej JKM, tak nie wdam się w nie teraz. Jeśli nie umiecie podejmować dyskusji merytorycznie, bez wycieczek personalnych, to może odpuśćcie, co?
Podobnie w przypadku abolicji, prawa łaski. To są uprawnienia szczególne i wyjątkowe, w tym także względzie, że powinny być w wyjątkowych przypadkach stosowane. A w tajemnicy powiem Wicehrabiemu, że nie miałem szczęścia do ułaskawianych - kilku z nich (tak naprawdę duży procent całości) za ten akt łaski... obrażało się na mnie. Serio!
Co do stosunków na linii Rząd-książę, to... mi odpowiada trzymanie w ręku PZ, więc z góry jestem skreślony, jako nieobiektywny. Ale czy rządom przeszkadza to? Zresztą z każdym chyba Kanclerzem i tak się co najmniej konsultuję, a nawet współpracuję czasem w tym zakresie. To powoływanie MSZ w konsultacji ze mną, to był taki trochę "kwiatek do kożucha" - trzeba było zdecydować w tę albo we wtę. Druga sprawa jest wg mnie "poważniejsza", choć nie wiem czy jest sens ją ruszać. Chodzi o informowanie księcia o poczynaniach RM. Jest to raczej kwestia prestiżowa, symboliczna. Nie wiem czy zmiana tego tutaj cokolwiek zmieni. Fakt, że przepis jest czasem martwy (tak, wiem, śmieszne stwierdzenie) - ponieważ, jak się któryś Kanclerz zaweźmie, to jemu nic nie zrobię za brak informacji, ponieważ prawo nie daje mi żadnych narzędzi. I tutaj właśnie pytanie, bardziej do Narodu, zwłaszcza byłych Kanclerzy i obecnego Kanclerza: Czy książę powinien mieć narzędzie nacisku na Radę Ministrów, żeby móc wymóc informowanie go? Obecna Konstytucja w swoich zamierzeniach właśnie odeszła od tego, że książę miał wpływ na władzę wykonawczą w postaci mianowania Kanclerza, nawet bez potrzeby zgody Parlamentu. Kwestią do rozważenia nie jest samo odpowiedzenie na pytanie czy danie narzędzi nacisku i (lub) możliwości "szachowania", o której napisał Wicehrabia, to powrót do większego wpływu Księcia na władzę wykonawczą - odpowiedź "tak" czy "nie" niczego nie wnosi. Rozważenia rzeczywiście wymaga odpowiedź, czy Społeczeństwo tego chce; z silnym uwzględnieniem pytania Kanclerzy.
I tak na prawdę, znów brakuje mi konkretów, przynajmniej w przypadku pozycji Księcia w ustroju sarmackim, zmiany(?) jego prerogatyw. Bo w sumie nie wiem czy "chce" mi Wicehrabia odebrać prawo inicjatywy ustawodawczej, czy "chce" mi zabrać prawo do aktów łaski, wykluczyć z judykatywy, na czym ma polegać wzmocnienie zaufania co do wykorzystywania przeze księcia jego prerogatyw, o jakie prerogatywy w tym ostatnim przypadku chodzi, czy "chce" mnie Wicehrabia zrobić pro/superKanclerzem. I nie jest to ani atak, ani moje obrażanie się - po prostu nic z tego tekstu, w moim odczuciu, nie wynika dla pozycji księcia. No może poza "pozostawieniem Trybunału Koronnego sobie", czyli chyba jednak wykluczeniem z judykatywy.
I stwierdzenia w stylu "No serio Wicehrabio... rozumiem, że można nie znać historii, kontekstu Konstytucji, niektórych jej zmian" ... mam odczytywać jako zaproszenie do normalnej, sensownej i wnoszącej coś dyskusji? Bo jakoś nie odczytuję. Od Księcia oczekuję, że będąc w dyskusji będzie NA RÓWNI traktował dyskutantów. To zbyt wiele?
I na koniec — przykro mi, ze Księciu znów brakuje konkretów. Napisałem wprost, napisałem szeroko, zarysowałem jak to można ugryźć. Zarówno w zakresie prerogatyw Książęcych, jak i innych uprawnień. Nigdzie nie napisałem NIC O ZABIERANIU PREROGATYW, a wręcz przeciwnie, zacytuję siebie: "Wystarczy to co jest, wzmocnione nutą zaufania, że osoba, którą sami wybraliśmy (nawet jeśli nie jednomyślnie), wie co robi, i Sarmacji nie skrzywdzi. Przestańmy rozmywać rolę księcia.". Mam nadzieję, WKM, że stwierdzenie "wystarczy to co jest" odnoszące się wprost do uprawnień JKM, jest wystarczająco jasną odpowiedzią i konkretem.
I tylko zaznaczę — sama dywagacja o różnych aspektach ustroju nie oznacza chęci ustroju tego zmiany. Ale jeśli mówimy, że winniśmy sobie kompleksowo przegadać, ktoś kompleksowo porusza i od razu komentarze jak te Księcia i Kanclerza, to przyznam szczerze — taki styl dyskusji mi zupełnie nie pasuje i po prawdzie może lepiej sobie dać spokój.
No rzeczywiście pada stwierdzenie "wystarczy to co jest", ale wcześniej w tekście bywało różnie, choćby w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, ja np. odebrałem, że Trybunał ma być niezależny. I nie jest to pretensja, tylko stwierdzenie faktu, nie odebrałem tego z żadnymi emocjami - przecież dyskutujemy.
Ja akurat się dopiero uczę monarchizmu, więc nie powinienem go krytykować. To ja tutaj zechciałem być i wszedłem między wrony, więc powinienem się dostosować
Czy czasem Monarchia nie polega na tym iż JKM ma całość Władzy? Nawet nie ,was,e był jakiś parlament w historii a jak był to i tak nie miał za dużo do powiedzenia.
Nawet dziwię się że tutaj jest konstytucja, jednak skoro chcemy by więcej osoby brało udział w zabawie i się nie nudziło to są tutaj dobre połączenia rządu z JKM. W końcu trzeba czymś przyciągnąć do zabawy:)
Może nie do końca dotyczy to artykułu, ale chciałem to powiedzieć:)
A i Wielka Brytania też bywa tak określana, przy czym nie traktuje się tutaj przymiotnika "konstytucyjna" dosłownie tylko w ten sposób, że "konsytucja", to po prostu prawa spisane, regulujące zależności władz, ograniczające władzę monarszą.
I teraz kwestia ustalenia jak dawne? Ponieważ niektóre monarchie, które wymieniliśmy razem z Wicehrabią, od dawna są monarchiami konstytucyjnymi. Francja czy Włochy też były swego czasu monarchiami konstytucyjnymi.
Tak więc, podkreślam, nie jestem przeciwnikiem wzmacniania roli Księcia, jak to w przykry sposób zasugerował Kanclerz, ale chcę ją wzmacniać na bazie istniejących prerogatyw, które nie są wykorzystywane a mogłyby być, poprzez zmianę optyki i roli Księcia (z uczestniczącej bezpośrednio, na uczestniczącą pośrednio w połączeniu z rolą recenzującą/inicjującą) i otoczenie Księcia nimbem wyjątkowości poprzez, taką czy inną, nietykalność. Dziś bowiem Książę, który jest równy posłom, asesorom, może stanąć przed sądem, itd... narracyjnie nie jest Księciem, a jest jednym z nas. To też nas osłabia, tak w tradycji, tak w monarchii, tak w narracji. Tak uważam po wielu miesiącac obserwacji, niezliczonych godzinach rozmów z różnymi osobami, wniosków, które wyciągnąłem. Nie jest to ani atak, ani apel. To po prostu głos w dyskusji pewnego "tylko wicehrabiego".
No chyba, że chodzi Wicehrabiemu, że moje poprawki, zgłaszane w toku normalnej debaty, wymagałyby do odrzucenia 2/3 głosów. Oj, to by raczej zostało źle przyjęte.
I przestańmy się bać gównoburz a zacznijmy wymuszać ich cywilizowaną formę, bo inaczej w ogóle zaraz przestaniemy rozmawiać, bo gównoburze będą o wszystko, a bojąc się będziemy ich unikać.
"Żle przyjęte", nie znaczy, że nie ma być dyskusji, to już jest opinia, ocena... w dyskusji :)
I teraz kwestia ustalenia jak dawne? Ponieważ niektóre monarchie, które wymieniliśmy razem z Wicehrabią, od dawna są monarchiami konstytucyjnymi. Francja czy Włochy też były swego czasu monarchiami konstytucyjnymi.
Wiem. Mój błąd. Aż tak dobrze Historii nie znam. Pamiętam tylko, że USA miało bodajże pierwszą konstytucję a Polska jako drugi kraj. To już wystarczy na daty spojrzeć:)