Uwaga na ciastka!
Księstwo Sarmacji na swoich stronach korzysta z „ciastek” (ang. cookies). Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, zerknij tutaj.
W nadchodzącym referendum zagłosuję za wojną.
To wszystko wynika z podejścia do populacji mikronacji. Po tak wielu latach karmienia się ideą promocji i zachęcania do osiedlenia się, pozorowanych działań ku powiększeniu grona mikronautów i niepowodzeń IES, wszystkich planów promocji medialnej i im podobnych, może czas już przestać walczyć z naturą i pogodzić się z tym, że mikronacje są sprawą ekskluzywną, dla tych którzy naprawdę chcą działać i którzy są na tyle kompetentni, aby je znaleźć i sobie w nich poradzić. Może znaleźć je każdy, ale tak niewielu potrafi się odnaleźć. Możemy zawierać przyjaźnie i się nawzajem wspierać, ale gdy ktoś nadepnie nam na odcisk, a nie istnieje szansa, że może nam samym kiedykolwiek pomóc — co ma powstrzymywać nas przed policzkiem w akcie prostej zemsty? Jeżeli ubędzie, to nawet drugi raz o nim nie pomyślimy, dopóki gdzieś w archiwum nie przemknie nam jego pseudonim.
Być może powinniśmy nadać wyższy priorytet rozwojowi pionowemu, zamiast szukać obywateli, którzy w przyszłości będą za nas wychowywali dzieci i chodzili na zakupy.
Czy taka aneksja to nie jest świetna okazja do stoczenia wewnętrznej, wyniszczającej wojny, która doprowadzi do kompletnej eradykacji przeciwnika, anihilacji jego dobytku kulturowego i ostatecznej dominacji kultu Aresa? Jeżeli wątpliwości leżą w nieprzychylnym stosunku do strony, to takie przyłączenie można przecież świetnie wykorzystać, pozbywając się przeciwnika raz na zawsze i usuwając jego infrastrukturę. Może nie dzisiaj, ale jutro, następny Książę i inny Kanclerz, mogą z tego skorzystać. Może i bezprawnie, ale to nie prawo stanowi miarę czynu.
Nie piszę tego nawet przez jakieś moje antypatie; zasugerowałbym to każdemu w stosunku do jego przeciwnika, gdyby nadarzyła się taka okazja.